Hejt w sieci - jak sobie z nim radzić?

Współpraca barterowa / prezent


Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Wiele razy czytałam wypowiedzi osób, których dotyczył hejt w sieci i zawsze zastanawiałam się jak sobie z nim radzić. Dziś jestem osobą, której takie coś dotknęło bezpośrednio i chcę się podzielić z Wami przemyśleniami na ten temat.

Pamiętajcie, że podobnie jak Wy - jestem zwykłą osobą, która posiada uczucia, marzenia i wie ile jest warta. Zakładając bloga liczyłam się z tym, że nie każdemu musi się on podobać, jednak nie o to chodzi. Nie założyłam go po to, żeby zaistnieć w świecie mediów i zrobić karierę - nie! Nie mam parcia na szkło i nigdy go nie miałam. Nawet kiedy miałam okazję zabłysnąć, zbierać głosy i prosić o pomoc każdego, kogo się da, wolałam odpuścić i pomóc zaprzyjaźnionej wtedy blogerce. Cieszyłam się z tego, że w jakiś sposób jej pomogłam i że udało się jej zająć miejsce na podium. Po co więc założyłam swój blog? Proste. Dla zabicia czasu. W 2016 roku urodziłam córkę o wiele tygodni za wcześnie. Niestety przez długi czas musiała przebywać w szpitalu oddalonym ode mnie o 130 km. Musiałam wrócić do domu, zająć się synem i walczyć o każdą kroplę pokarmu dla tej małej istotki. Czas dłużył mi się niesamowicie, dlatego założyłam blog i zaczęłam pisać. To zabawne, bo na początku pokazywałam na nim moje zakupy kosmetyczne i nagrody z konkursów, w których licznie brałam wtedy udział. Zupełnie nie spodziewałam się, że z czasem stanie się on miejscem mojej pracy, ale też pomoże mi rozwijać moje hobby czy oderwać się na chwilę od rzeczywistości. 

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Zawsze podkreślam, że pisanie sprawia mi radość. Nie jestem wybitnie uzdolniona, nie skończyłam polonistyki, oraz nie mam nie wiadomo jak rozwiniętego zasobu słów. W związku z tym często spotykam się z nieprzychylnymi komentarzami na swój temat. Nie przejmuję się jednak i dalej robię swoje. Ten blog to moje miejsce w sieci, gdzie mogę robić i pisać co mi się podoba, wyrażać swoją opinię i nie przejmować się tym, że komuś to może nie odpowiadać. Jestem sobą i za nic w świecie nikt tego nie zmieni.

Zastanawiam się jednak jaki cel mają osoby, które anonimowo pozostawiają komentarze, które mają na celu obrazić. Rozumiem krytykę i potrafię ją przyjąć na klatę, jednak ciągłe wytykanie mi mojej wagi i nazywanie mnie wielorybem krytyką nie jest. Oczywiście zdaję sobie sprawę z nadprogramowych kilogramów, ale nikt z Was tak naprawdę nie wie - jaka jest moja historia. Łatwo jest kogoś oceniać, nie mając w ogóle pojęcia o jego życiu. Nie mam zamiaru również się bronić i tłumaczyć. Bez sensu jest ruszanie i rozgrzebywanie takich dyskusji. Każda z nich jest widoczna na moim blogu - nie usuwam takich komentarzy i na każdy odpowiadam. Postanowiłam jednak to ukrócić i wyłączyć możliwość anonimowego komentowania - mam nadzieję, że osoby, które tak łatwo komentują z anonima - będą to robić również pod swoim nazwiskiem lub pseudonimem. Dlaczego tak postanowiłam? Czy się wystraszyłam? Zbyt mocno się poruszyłam? Nie.

Stwierdziłam, że to moje miejsce w sieci i nie chcę, aby ktoś mnie bezpodstawnie obrażał. Krytykować można zawsze i wszędzie, ale trzeba mieć w sobie trochę kultury i robić to z szacunkiem do drugiej osoby - tocząc dyskusję, a nie obrzucając jadem z każdej możliwej strony.

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Jak widzicie mam się dobrze i nie mam zamiaru przejmować się takimi komentarzami. Zdaję sobie sprawę z tego, że zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie pasuje - i ja to szanuję. Wiem, że każdy z nas jest inny, ma inne upodobania, inaczej wygląda, waży mniej lub więcej, ale szanuję to, dzięki czemu mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Osobom, które mają podobny problem chcę powiedzieć, że nie warto przejmować się takimi komentarzami. Anonimy piszą przeważnie ludzie, którzy w sieci budują swoją samoocenę - obrażając innych - podbudowują swoje ego i czują się lepsi. W rzeczywistości najczęściej są to osoby, które nie mają swojego życia, są rozchwiane emocjonalnie lub po prostu komuś zazdroszczą. Zamiast zająć się swoim życiem i skupić się na dobrych rzeczach, wolą krzywdzić innych, wypełniając się od stóp po głów jadem, który sieją wokół... Pamiętajcie, nie ma co brać do głowy - róbcie swoje i cieszcie się z każdej, nawet najmniejszej rzeczy. Doceniajcie to co macie i siejcie dobro - bo ono lubi wracać do tych, którzy je wypuszczają... 

Jeśli również spotkałeś się z hejtem w sieci, nie koniecznie będąc jego ofiarą - z pewnością wiesz, że jedne osoby przeżywają go mocniej, a po innych spłynie to jak po kaczce. Dlatego też szanujmy się, rozmawiajmy, wyrażajmy swoje zdanie - jednak z kulturą, bo nigdy nie wiesz na kogo możesz trafić. Takie sytuacje potrafią popchnąć ludzi w nieodpowiednim kierunku, a na przepraszam może być już za późno...

We wpisie wykorzystałam zdjęcia z ostatniego spaceru. Postanowiłam mój ulubiony żakiet i spodnie chinosy Grandio połączyć ze sportowymi butami i zwykłym t-shirtem - wydaje mi się, że to połączenie wygląda równie uroczo jak poprzednia wersja. Te ubrania są niesamowicie wygodne i dodają pewności siebie. A ta pewność siebie jest bardzo ważna - myślę, że pasuje również do tego wpisu. 

Czy często spotykacie się z hejtem w sieci? Jak sobie z nim radzicie? 

K. Bromberg "Opór" - recenzja

Współpraca barterowa / prezent



K. Bromberg "Opór" - recenzja

Po trylogii o braciach Malone bardzo polubiłam się z książkami K. Bromberg. Do tej pory miałam okazję przeczytać ich już kilka, ale mam wrażenie, że autorka dopiero zaczyna się rozwijać i pokazywać na co ją stać. Tym razem pod nóż idzie książka "Opór".

Autorka od pewnego czasu jest jedną z moich ulubionych zagranicznych pisarek, dlatego też z niecierpliwością czekałam, aż ta pozycja znajdzie się w moich rękach. Postawiłam jej wysoką poprzeczkę i zastanawiałam się czy da radę ją przeskoczyć. Czy się to udało? Jak czuję się po przeczytaniu "Oporu"?


Ryker Lockhart to bez wątpienia bardzo przystojny i bogaty mężczyzna. Jednak jego profesja powinna wzbudzać w kobietach nieufność: Ryker jest znanym i wziętym prawnikiem, specjalizującym się w sprawach rozwodowych. Zawodowe wywlekanie brudów nie byłoby może problemem dla bardziej osobistej relacji, gdyby nie to, że po bliższym poznaniu mężczyzna okazywał się zimnym draniem. Przystojnym i inteligentnym, ale wciąż aroganckim i paskudnym typem. Wiązanie się z kimś takim to nigdy nie jest dobry pomysł.

Vaughn z całą pewnością wykluczała jakąkolwiek relację z kimś takim jak Ryker. Była zbyt niezależna i odważna, do tego miała wybujały temperament. A dodatkowo na głowie bardzo konkretne zobowiązania. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że jeśli pozwoli temu facetowi wkroczyć w swoje życie, w krótkim czasie może stracić wszystko, co z takim wysiłkiem zbudowała. Niestety, dziewczyna nie zawsze słuchała zdrowego rozsądku. Spotkała się z Rykerem, który dla osiągnięcia swoich celów posunął się do szantażu. Ona jednak dostrzegła w nim coś, co sprawiło, że zamiast się wycofać, postanowiła podjąć ryzykowną grę.

Łamanie własnych zasad i uleganie takim typom rzadko kiedy prowadzi do szczęśliwego finału. Vaughn i Ryker nie mogli przecież pozostać obojętni wobec siebie. Oboje mieli silne charaktery i żelazną wolę. Żadne nie zamierzało cofnąć się ani o krok. Tylko jak długo można stawiać opór rosnącej namiętności? I jak grać zgodnie z zasadami, gdy na horyzoncie pojawia się widmo katastrofy, a sytuacja wymyka się spod kontroli?

To przecież tylko gra, nieprawdaż?

K. Bromberg "Opór" - recenzja
Jeśli mam być szczera, to sam początek książki nie zainteresował mnie na tyle, abym mogła powiedzieć że czyta się ją jednym tchem. Trochę ciężko było mi przebrnąć przez pierwsze kilka rozdziałów. Dopiero później zaczęłam wkręcać się w jej fabułę. Kobieta, która zajmuje się swoim biznesem najlepiej jak potrafi, broniąca swoich pracowników jak lwica, mająca swoje zdanie - to wszystko sprawiło, że zaczęłam lubić Vee i rozumieć to co robi. Jednak kiedy robi coś czego zupełnie nie chciała robić - wkurzyła mnie. Jak można łamać swoje własne zasady dla kasy. Nie ważne, że kierowała nią ogromna potrzeba i próba szybszego spłacenia długów, które wiązało się z czymś bardzo ważnym - po prostu nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania. W tym momencie przed jej oczami stają wspomnienia - których nie do końca jest pewna i tu wkręciłam się w historię na dobre.

W przypadku Rykera, to od początku budził on we mnie niechęć. Zimny, bez skrupułów, wyrachowany - taki obraz tego człowieka uformował się w mojej głowie. Po kilku rozdziałach jednak zaczęłam go lubić i rozumieć, że za jego zachowaniami kryją się demony przeszłości...

K. Bromberg "Opór" - recenzja

Każdy rozdział opowiada punkt widzenia Vaughn lub Rykera dzięki czemu możemy poznać ich bliżej oraz zrozumieć ich zachowania. Tak przynajmniej mi się wydawało zanim dotarłam do ostatnich kartek tej książki. Zakończenie było niemożliwe do przewidzenia, jest zaskakujące, przykre, wprawiające w osłupienie i niedowierzanie. Wiem, że jest ono związane z dalszym ciągiem historii tych dwojga i w głowie mam masę pytań typu "jak to się dalej potoczy"? Autorka w doskonały sposób wprowadziła czytelnika w wydarzenia i nie pozwoliła żeby przez myśl przeszła mu chociażby jedna wątpliwość w uczucie, które narastało między bohaterami. Zmiażdżyła mnie tym co się stało i nie mogę się z tego otrząsnąć.

Książka "Opór" K. Bromberg to nie jest typowy romans z happy endem. Jest to historia kobiety po przejściach, której demony przeszłości nie pozwalają skupić się na swoim życiu i szczęściu. Kobiety silnej, aczkolwiek kruchej i bardzo wrażliwej. Poruszony jest tu też temat dzieci z zespołem downa, które niestety w świecie postrzegane są jako coś złego, jak temat tabu. Dodatkowo, żeby nie było mało wrażeń - autorka porusza też temat molestowania seksualnego - i faktu jak kobiecie ciężko jest się uporać z tak mrocznymi wspomnieniami. Ta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, mimo, że na samym początku dawałam jej marne szanse.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Helion. Mam nadzieję, że kiedy tylko ukaże się kolejna część będę mogła do Was wrócić z jej recenzją. "Opór" K. Bromberg swoją premierę miał 28 kwietnia 2020 roku.

Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

Współpraca barterowa / prezent

We wpisie pojawia się link sponsorowany 


Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

O marce LIVIOON słyszałam już jakiś czas temu. Jak się domyślacie, szczególnie zainteresowały mnie ich perfumy. W końcu zdecydowałam się je wypróbować i dziś wracam do Was z moją opinią na ich temat.

Zanim jednak wyrażę swoją opinią na temat perfum, które znalazły się w moim domu, chciałabym opowiedzieć Wam trochę o samej marce.
LIVIOON to nazwa, która kojarzy się z życiem. Szukamy go w najpiękniejszych miejscach Europy, dlatego źródłem inspiracji do tworzenia naszych niepowtarzalnych produktów są podróże. Chcemy zamknąć w krainie dotyku i zapachu niepowtarzalny aromat łąk Prowansji, magię weneckiego karnawału czy gorące rytmy andaluzyjskiego flamenco. Chcesz wybrać się z nami w świat naturalnego piękna i niezapomnianych wrażeń? LIVIOON pomoże Ci odkryć nowe fascynacje i poznać luksusowe produkty kosmetyczne w gronie wypróbowanych przyjaciół.

Firma pochodzi z Krakowa, więc kupując ich produkty wspieramy nasz rodzimy rynek. W czasie pandemii jest to bardzo ważne, ponieważ nasza gospodarka kuleje. Ostatnio często zaznaczam, żeby podczas zakupów zwracać uwagę na fakt, czy producenci są z naszego kraju - tutaj warunek jest spełniony. Oprócz perfum, na których dziś chcę się skupić, marka w swojej ofercie posiada również inne produkty. Warto wspomnieć o środkach czystości bez drastycznej chemii czy środkach do prania z nanosrebrem (które są bakteriobójcze, przeciwirusowe i przeciwgrzybicze), a to w tym czasie jest numerem jeden! Słyszałam o nich dużo dobrych opinii i mam w planie wypróbować kilka z nich.

Wracając jednak do tematyki mojego wpisu chcę zwrócić uwagę na perfumy. Przede wszystkim nie zawierają one ftanali - środków rakotwórczych, które są dodawane np. do farb, czy podłóg z lentexu. Ich cena (56,90 zł) też jest przyjemna, bo płacisz za perfumę 20% a przy tym stężeniu już nie ma mowy o wodzie toaletowej. W moich rękach znalazł się numer 108 i to na nim właśnie chcę się skupić.


Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

Numer 108, który pojawił się w moim domu, to odpowiednik znanych mi perfum Paco Rabanne Olympea, o którym niedługo będę pisała na moim blogu. Powiem szczerze, że wybór zapachu był zupełnie przypadkowy i nie miałam pojęcia, który trafi właśnie do mnie. Kiedy sprawdziłam na liście zapachów marki LIVIOON opis numeru 108 - trochę się zdenerwowałam, bo wspomniana Olimpea nie należy do grup zapachowych, po które lubię sięgać, a oryginalne perfumy ostatnio oddałam koleżance, ponieważ strasznie mnie męczyły. 

Kiedy jednak otworzyłam kartonik i powąchałam zawartość flakonu, który widzicie na zdjęciach - bardzo się ucieszyłam, bo aromat jest bardzo podobny, jednak nie jest tak duszący i męczący jak oryginał, o którym wspomniałam wyżej.


Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

Perfumy Livioon nr 108 to zadziorna i lekko prowokacyjna kompozycja słodkiej wanilii, zielonej mandarynki i egzotycznego drewna sandałowego w połączeniu z jaśminem i lilią imbirową. Perfumy stworzone dla kobiet, które pragną przyciągać męskie spojrzenia i być w centrum zainteresowania.

Perfumy należą do grupy zapachów kwiatowo-orientalnych i według marki przynależy do kategorii aromatów świeżych.


Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

Perfumy pełne magii - LIVIOON no 108

Jak już wspomniałam wyżej - perfumy spakowane są w kartonik, który otwiera się w zupełnie inny sposób jak spotkałam się do tej pory. Górę pudełka po prostu zsuwa się i naszym oczom ukazuje się piękny flakonik. Nie mogę pominąć tego faktu, ponieważ zrobił na mnie ogromne wrażenie - na pierwszych dwóch zdjęciach możecie zobaczyć jak to wygląda. Flakon jest bardzo prosty a zarazem elegancki i zamknięty jest plastikowym korkiem, który jest oszlifowany jak nie jeden szafir. Pod korkiem srebrny atomizer, który rozpyla perfumy na naszym ciele. Tutaj też warto się zatrzymać i napisać, że rozpyla on delikatną mgiełkę, a nie pryska i leje duże ilości esencji. 

Sam aromat jak już wyżej pisałam, odbiega od oryginalnych perfum Paco Rabanne Olimpea - jednak jest to jego ogromny plus. Oryginał wcale nie należy do lekkich zapachów - nazwałabym go ciężkim i duszącym, pasującym raczej do kobiety po czterdziestce, eleganckiej bizneswoman. W przypadku LIVIOON no 108, aromat jest delikatniejszy i subtelniejszy, otulający i ogrzewający. Nie zgodzę się z opisem - nie wydaje mi się, żeby to był zapach świeży - także jeśli jesteś fanką lekkich i zwiewnych zapachów, to na ten numer się nie decyduj, bo będziesz zawiedziona. Te perfumy moim zdaniem idealnie pasują na jesienne czy zimowe dni, kiedy to potrzebujemy czegoś, co nas wewnętrznie ogrzeje - tutaj z pewnością to się dzieje. 

Trwałość oceniam na bardzo dobrą. Wystarczą dwa pryśnięcia perfumami i aromat jest intensywny i utrzymuje się przez wiele godzin - wyczuwalny jest z daleka, nie robi się takim blisko skóry. To zdecydowanie atut tych perfum, bo za naprawdę niską cenę możemy mieć coś trwałego i dobrej jakości. Chętnie zamówię sobie inny zapach i sprawdzę, czy będę miała podobne odczucia. Na dzień dzisiejszy jestem bardzo zadowolona z tego spotkania i cieszę się, że trafił mi się numer 108 - bo odczarował on moją niechęć do mocniejszych zapachów. Teraz chętnie po niego sięgam i nie stoję ciągle przy jednych perfumach.

perfumy livioon


Jeśli jeszcze nie poznaliście tej marki, polecam Wam przejrzenie oferty i wybrania czegoś dla siebie. Jeśli pochodzicie z moich okolic, to możecie skontaktować się z Panią Anną Borkowską, która zajmuje się marką LIVIOON w naszym regionie. Jeśli nie mieszkacie w tych okolicach, to kontakt z tą Panią również Wam polecam - pomoże Wam ona bliżej poznać produkty i polecić coś odpowiedniego. 

Mieliście okazję poznać już produkty marki LIVIOON? A może mieliście już perfumy tej marki? Jakie macie o nich zdanie?

Sesderma C Vit CC Cream SPF 15 - krem z ochroną ze sklepu topestetic.pl

Współpraca barterowa / prezent


Sesderma C Vit CC Cream SPF 15 - topestetic.pl


Z marką Sesderma zdążyłam już się polubić dawno temu, dlatego też chętnie sięgam po produkty, których do tej pory nie znałam. Całkiem niedawno w moim domu pojawił się krem CC z serii C Vit o którym chcę Wam dziś opowiedzieć. 

Do tej pory nie stosowałam w swojej pielęgnacji kremów CC. Słyszałam już o ich pozytywnych właściwościach więc postanowiłam w końcu się skusić i samej przekonać się o ich działaniu. Od momentu kiedy w naszym kraju pojawił się zakaz przemieszczania i prośba aby przebywać w domu na swoją twarz nie nakładam podkładów, bo nie wychodzę. Czasem jednak muszę iść do lekarza na szczepienie z synem i w takim momencie chcę wyglądać lepiej i tu z pomocą przychodzi krem CC od Sesderma.

C Vit CC Cream SPF 15 - Krem CC z ochroną 


C Vit CC Cream SPF 15 - Krem CC z ochroną

Pierwszy krem CC w ofercie marki z Sesderma to produkt, który nie tylko sprawdzi się w codziennym makijażu, ale również doskonale pielęgnuje skórę. Tak jak pozostałe produkty z linii C-vit krem CC to prawdziwa bomba antyoksydacyjna. Zawarta w nim witamina C chroni skórę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi i tym samym spowalnia proces starzenia. Kwas hialuronowy o dużej masie cząsteczkowej wygładza skórę, zapewnia jej komfort oraz nawilża. Dzięki zawartości czynników wzrostu HGH, krem jest doskonałą bazą pielęgnacyjną- odżywia skórę przez cały dzień oraz stymuluje jej proces regeneracji. Rozświetlające pigmenty nadają skórze naturalne glow i świetlistość, dzięki czemu prezentuje się ona pięknie i zdrowo przez wiele godzin.

Wskazania
- makijaż
- fotostarzenie
- suchość

Zastosowanie
Krem CC rozprowadzić na oczyszczonej skórze za pomocą dłoni, pędzla lub gąbeczki.

Skład
Witamina C, czynniki wzrostu.

INCI:
Aqua, Titanium Dioxide, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Propanediol, Octocrylene, Hydrogenated Polydecene, Synthetic Fluorphlogopite Dimethicone, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Isostearyl Isostearate, Vp/eicosene Copolymer, Hydroxyphenoxy Propionic Ac., Camellia Sinensis Leaf Extract, 3-O-Ethyl Ascorbic Ac., Sodium Hyaluronate, Nicotiana Benthamiana Sh-Polypeptide-7, Peg-75 Stearate, Ci 77492, Propylene Glycol, Hydroxyethylcellulose, Xanthan Gum, Ceteth-20, Steareth-20, Sodium Hydroxide, Mica, Sodium Polyacrylate, Ci 77499, Ci 77491, Cyclopentasiloxane, Lecithin, Trideceth-6, Alcohol, Silica, Disodium Edta, Polysorbate 20, Sodium Chloride, Peg/ppg-18/18 Dimethicone, Sodium Cholate, Dipotassium Phosphate, Retinyl Palmitate, Potassium Phosphate, Triethanolamine, Tocopherol, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Parfum, D-Limonene, Linalool, Citral.
* podany skład może ulec zmianie. Pełny skład INCI znajduje się zawsze na opakowaniu.


Sesderma C Vit CC Cream SPF 15 - krem z ochroną ze sklepu topestetic.pl

Jak widzicie na zdjęciach krem zamknięty jest w 30 ml tubce z nakrętką. Chyba innej formy podania tego typu kosmetyków nie spotkałam więc nie była ona dla mnie zaskoczeniem. Prosta i ładna szata graficzna jest typowa dla marki Sesderma i z pewnością przyciąga oko.

Wewnątrz znajduje się lekki krem o bardzo przyjemnym zapachu. Wydaje mi się, że wyczuwam w nim nuty cytrusów co bardzo mi odpowiada i uprzyjemnia jego stosowanie. Konsystencja dość lekka, łatwo się rozprowadza i nadaje skórze naturalny odcień i przepięknie wyrównuje jej koloryt. 

Sesderma C Vit CC Cream SPF 15 - krem z ochroną ze sklepu topestetic.pl


Efekt mi się bardzo podoba, ponieważ w ostatnim czasie nie lubię podkładów, staram się zadbać w czasie pandemii o swoją skórę bardziej niż kiedykolwiek, a ten krem ułatwia mi to zadanie. Skóra po aplikacji wygląda zdrowo, jest dobrze nawilżona, rozświetlona i wygląda bardzo świeżo i naturalnie zdrowo. Oprócz działania koloryzującego krem posiada w składzie witaminę C, która spowalnia proces starzenia i chroni nas przez szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Znajdziecie w nim również kwas hialuronowy, który w cudowny sposób wygładza moją skórę. 

Koszt takiego kremu to kwota 110 zł w sklepie topestetic jednak jest bardzo wydajny, więc myślę, że wart jest swojej ceny. Do tej marki mam całkowite zaufanie i jestem skłonna płacić trochę więcej gotówki za ich kosmetyki, bo wiem, że są skuteczne i zbawiennie działają na moją skórę. 

Czy mieliście okazję poznać już ten krem CC marki Sesderma? Robicie czasem zakupy w sklepie topestetic?

Dla zainteresowanych kosmetykami marki Sesderma podsyłam inne moje wpisy:

Meghan March "Bogaty i grzeszny" - recenzja

Współpraca barterowa / prezent



Meghan March "Bogaty i grzeszny" - recenzja

Twórczość Meghan March poznałam już jakiś czas temu dzięki trylogii "Mount" o której pisałam Wam już na blogu. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, więc kiedy widzę kolejne jej dzieła po prostu muszę je mieć. Tak było również w przypadku książki "Bogaty i grzeszny", która jest pierwszym tomem trylogii "Bogactwo i grzech".

Książkę wybrałam zupełnie "w ciemno", bo wiem, że autorka ma talent do pisania i zaskakiwania swoich czytelników. Jej opis przeczytałam dopiero, kiedy pojawiła się w moich rękach. Autorka zaskakuje mnie za każdym razem, każdą powieścią. Czy teraz również jej się to udało?

Opis ze strony wydawnictwa:

Przesiąknięta nienawiścią wspólna przeszłość od lat zatruwa życie Riscoffów i Gable’ów. Wojna między rodzinami przeszła już do legendy. Nawet mieszkańcy miasta byli zmuszeni opowiedzieć się po jednej ze stron. W takich warunkach związek kogokolwiek z Riscoffów z kimkolwiek z Gable’ów nie miał najmniejszych szans powodzenia. Kiedy więc wbrew zdrowemu rozsądkowi Lincoln Riscoff dał się oczarować idealnie pięknej Whitney Gable, na drodze do ich szczęścia stanął cały świat. W rodzinie Riscoffów wszystko, łącznie z najbardziej osobistymi sprawami, było podporządkowane pomnażaniu majątku i dbaniu o władzę.

I Whitney, i Lincoln prędko zrozumieli, że łącząca ich więź to prawdziwa miłość. Byli gotowi na przeciwstawienie się presji obu klanów. Ale w grze niespodziewanie pojawił się ten trzeci. Ricky Rango, wschodząca gwiazda rocka i bożyszcze nastolatek, mógł mieć niemal każdą kobietę, jednak za cel postawił sobie zatrzymanie przy sobie Whitney. Musiała być jego, chociaż w sercu Ricky’ego nie było wobec niej szczerych uczuć...

Ta gorąca historia to pierwsza część trylogii Bogactwo i grzech, opowiadającej o dramatycznym związku dwojga młodych ludzi. Pokochali się mimo ponad stuletniej waśni własnych rodzin — i nie widzieli świata poza sobą. Jak więc mogło dojść do tego, że rozdzielił ich inny mężczyzna? Dlaczego Whitney zdecydowała się złamać serce sobie i ukochanemu Lincolnowi? Jakie mroczne sekrety ukrywała? I czy kiedykolwiek uda jej się odkupić grzechy, których nie popełniła?

Popełnionych grzechów nie odkupisz nawet za miliard dolarów.

Meghan March "Bogaty i grzeszny" - recenzja

Książka ta okazała się dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem. Byłam przyzwyczajona do trochę innego stylu pisania autorki. Tutaj jest o wiele delikatniej i "grzeczniej". Nie jest to jednak jej minus, bo cała historia w cudowny sposób się rozwijała, z każdą kolejną kartką sprawiała, że chce się w jednym momencie znać dalsze losy bohaterów. 
Pisana jest w ciekawy sposób - każdy rozdział był opowiadany na zmianę przez Whitney i Lincolna w czasie teraźniejszym i przeszłym. W ten sposób dowiadywaliśmy się o wydarzeniach sprzed 10 lat - kiedy trwał ich romans, oraz w dniu dzisiejszym, kiedy kobieta wraca do miasteczka po 10 latach nieobecności. 

W przeciwieństwie do poprzednich książek autorki, nie możemy przewidzieć zupełnie co stanie się za chwilę i dokąd zmierza cała ta opowieść, dzięki czemu nie dało się od niej oderwać ani na chwilę. Bardzo spodobał mi się ten zabieg, bo pozwolił mi w maksymalny sposób skupić się na wydarzeniach i samych bohaterach.

Whitney to dziewczyna, która stara się żyć po swojemu mimo, że uważa, że ciągnie się za nią jakieś fatum. Wszędzie gdzie się pojawia, zaczynają się kłopoty, a kobieta obwinia się za to i chce uciekać. Kiedy wraca do Gable i spotyka swoją dawną miłość - uczucie wraca do niej, a kobieta robi się jeszcze bardziej nerwowa i zagubiona. W głębi duszy nadal kocha Lincolna, jednak wie, że jest on dla niej zakazany. 

Lincoln - bogaty i mogący wszystko mężczyzna marzy o tym, aby w jego pustym domu w końcu zapanowała miłość. Chciałby założyć rodzinę, ale przez 10 lat nie mógł zapomnieć o ukochanej Blue. Co takiego się stało, że kochankowie musieli się rozstać? Widząc ją po tak długim czasie zdaje sobie sprawę, że nie może o niej zapomnieć i nie chce tego. Postanawia spróbować zbliżyć się do niej i zawalczyć o miłość. 

Tak naprawdę w tej książce nic nie jest jasne. Jak wspomniałam wyżej - z każdą kartką dowiadujemy się coraz więcej, jednak nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się do czego do wszystko zmierza. Blue i Lincoln poznają się przypadkiem nie wiedząc z jakich rodzin pochodzą. Przypadkowy romans okazuje się bardzo silnym uczuciem, jednak na ich drodze stają wszyscy członkowie ich rodzin. Niestety nienawiść dwóch rodzin do siebie jest na tyle silna, że każde ze spotkań tych dwojga jest ogromnym ryzykiem. Ich miłość trochę skojarzyła mi się z Romeem i Julią, bo ich uczucie również było zakazane. 

Czy kochankom uda się do siebie wrócić? Czy ich historia zakończy się dobrze? Jakie kłody znajdą się pod ich nogami? Tego Wam nie powiem, bo tak do końca sama jeszcze tego nie wiem. Nawet nie potrafię się domyślić jak to wszystko się potoczy, bo zakończenie tej części jest nieoczywiste i zaskakujące.  Nie mogę doczekać się kolejnego tomu, jestem zdruzgotana, podekscytowana i miesza się we mnie jeszcze masa innych uczuć. Zawsze tak się dzieje, kiedy skończę czytać coś z pod pióra Meghan March. 

Wydawnictwu Editio Red dziękuję za egzemplarz recenzencki. 

Lancôme Teint Idole, Ultra Wear Foundation - Długotrwały podkład do twarzy

Współpraca barterowa / prezent OD WIZAZ.PL



Lancome Teint Idole, Ultra Wear Foundation - Długotrwały podkład do twarzy

Marki Lancôme chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Produkują od lat luksusowe kosmetyki, które na całym świecie cieszą się popularnością. Całkiem niedawno w moje ręce wpadł podkład Lancôme Teint Idole Ultra Wear o którym chcę Wam dziś co nieco opowiedzieć.

Nigdy wcześniej nie stosowałam kosmetyków tej marki, bo szczerze mówiąc nie jest to moja półka cenowa. Staram się wybierać tańsze kosmetyki, bo nie lubię wydawać na nie dużej sumy pieniędzy. Czasem owszem, zdarza mi się wydać na coś dużo więcej gotówki, ale robię to tylko w przypadku kosmetyków, które stosowałam wcześniej i wiem, że są warte swojej ceny. Wiele czytałam o tym podkładzie zanim trafił on do mojej kosmetyczki. Przyznam szczerze, że zdania są podzielone - u jednych Pań jest on wielkim hitem, a u innych niestety nie. Jak sprawdził się u mnie?

Zanim opowiem Wam o moich spostrzeżeniach, chcę pokazać Wam jakie informacje znalazłam o nim na stronach sklepów internetowych.

Zapewnij swojej skórze perfekcyjny wygląd przez całą dobę! Podkład matujący Lancôme Teint Idole Ultra Wear w płynie sprawi, że skóra będzie wyglądać doskonale nawet w najbardziej wymagający i najdłuższy dzień. Podkład o długotrwałym działaniu Teint Idole Ultra Wear doskonale matuje cerę i redukuje niepożądane błyszczenie skóry. Intensywne krycie sprawia, że możesz polegać na nim przez cały dzień, bez konieczności nanoszenia poprawek.

Skład:
37% wody i 10% substancji nawilżających – redukcja szorstkości i wysuszenia skóry
pigmenty NAI – utrzymują prawidłowe pH skóry przez cały dzień
baza matująca zawiera krzemionkę i perlit
SPF 15 – ochrona przed promieniowaniem UV

Jak stosować:
Podkład Lancôme aplikuj płaskim pędzlem szybkimi ruchami na dobrze nawilżoną skórę. Przechodź od środka twarzy w kierunku zewnętrznym. Unikaj nakładania zbyt dużej ilości produktu. 


Lancôme Teint Idole, Ultra Wear Foundation - Długotrwały podkład do twarzy

Lancôme Teint Idole, Ultra Wear Foundation - Długotrwały podkład do twarzy

Podkład przyjechał do mnie w srebrnym, kartonowym opakowaniu, którego nie zdążyłam uchwycić na zdjęciach przez moją córkę. Ta mała sroka zabrała mi je i niestety pomalowała mazakami, więc nie nadawało się do fotografowania. 

Wewnątrz znajduje się szklana, piaskowana butelka o przepięknym kształcie. Umieszczono na niej logo marki i niezbędny opis, a wszystko to zaprojektowane jest ze smakiem i wielką klasą. Już po opakowaniu widać, że jest to produkt luksusowy, a korek ze złota różą na górze tylko to potwierdza. 

Zapach tego podkładu jest bardzo intensywny i perfumowany. Tak jakby wewnątrz znajdowały się perfumy, a nie podkład do twarzy. Wiem, że znajdą się osoby, którym będzie ten aromat przeszkadzał, dlatego też jeśli masz wrażliwy na zapach nos, to ten podkład nie będzie odpowiednim dla Ciebie. Konsystencja jest idealna jak na taki produkt - nie jest zbyt gęsta, ani lejąca, więc z łatwością zaaplikujesz go na twarz pędzlem, gąbeczką czy palcami. Kolejna rzecz o której trzeba napisać to fakt, że podkład oksyduje - ciemnieje przynajmniej o jeden ton chwilę po tym jak nałoży się go na skórę. Zrobiłam dla Was zdjęcia, których nie obrabiałam w ogóle - w świetle dziennym - na pierwszym jest podkład położony na skórę, a na drugim ten sam podkład z widoczną zmianą koloru i obok (po lewej stronie) świeżo nałożony dla porównania. 

Lancôme Teint Idole, Ultra Wear Foundation - Długotrwały podkład do twarzy

Lancôme Teint Idole, Ultra Wear Foundation - Długotrwały podkład do twarzy

W moim posiadaniu jest odcień 045 Sable Beige, który okazał się po oksydacji za ciemny dla mojej osoby.

Przy mojej mieszanej cerze wymagam, aby podkład był rzeczywiście długotrwały i nie spływał mi w strefie T. Ten faktycznie się utrzymuje przez wiele godzin, jednak zauważyłam, że trochę ściera się w okolicy nosa. Na twarzy prezentuje się on bardzo naturalnie. Krycie moim zdaniem jest dobre, jednak nie mam aż takich niedoskonałości na twarzy, aby wymagać mocnego krycia. Efektu maski nie robi, więc wiem już skąd ma tyle zwolenniczek. Zaliczyłabym go też do produktów wydajnych, bo dobrze rozprowadza się po skórze i współgra z kremami czy bazami różnych marek. Nie zauważyłam aby podkreślał skórki, nie wchodzi w załamania skóry i nie kulkuje się na co zawsze zwracam uwagę. Dodatkowo podkład ma ochronę przeciwsłoneczną w postaci SPF 15 więc jest to kolejny jego plus.


Podsumowując moją przygodę z tym podkładem mogę napisać, że nie jest to podkład dla mnie. Nie zrobił mi krzywdy, jednak jego cena jest dla mnie zbyt zaporowa, a fakt, że ciemnieje drażni mnie, bo ciężko byłoby znaleźć odpowiedni odcień.

Mam w domu jeszcze trzy produkty tej marki: paletę cieni, serum i krem do twarzy o których również chętnie Wam coś napiszę. Jednak muszę je jeszcze potestować, aby móc napisać Wam rzetelnie o moich odczuciach na ich temat.

Znacie podkład Lancôme Teint Idole? Jak się u Was sprawdza? 

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Współpraca barterowa / prezent

We wpisie pojawia się link sponsorowany 


Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl


Nie wiem czy słyszeliście, ale całkiem niedawno powstała nowa marka ubrań Grandio.pl, która jest siostrzaną marką dużego sklepu z odzieżą plus size Karko.pl. Ubrania są projektowane głównie przez nich i szyją je wyłącznie w polskich szwalniach, tak więc wspierają Polską gospodarkę.

Jako że nie jestem najszczuplejsza, to zamawiam ubrania właśnie w tego typu sklepach. W sklepie Karko.pl nie było mojego rozmiaru, wszystkie były na mnie za duże tak więc postanowiłam zajrzeć do oferty sklepu i przepadłam - w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Marka ta oferuje szeroki wybór odzieży dla kobiet - od bluzek po sukienki czy żakiety. Znajdziecie tam ubrania na każdą okazję, tak więc polecam Wam zerknąć w ich ofertę i przekonać się na własne oczy. 

Od pewnego czasu rozglądałam się za jakimś eleganckim zestawem dla siebie. Mam już swoje lata, a w mojej szafie nie miałam ani jednego żakietu czy garsonki. Mimo że pracuję zdalnie i nie wychodzę na spotkania biznesowe, to moim zdaniem każda kobieta powinna mieć chociaż jeden elegancki zestaw w swojej garderobie. Jak wiecie jestem mamą dwójki dzieci i taki strój przyda się nawet na zebranie w szkole. 

Przeglądając ofertę sklepu rzucił mi się w oczy przepiękny Żakiet GOSIA (https://grandio.pl/pl/p/Zakiet-GOSIA-elegancki-klasyczny-na-podszewce-butelkowa-zielen/502) w moim ulubionym odcieniu butelkowej zieleni. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie i postanowiłam go zamówić. Do kompletu wybrałam również Spodnie chinosy GOSIA MARYSIA (https://grandio.pl/pl/p/Spodnie-chinosy-GOSIA-MARYSIA-eleganckie-butelkowa-zielen/490) i w ten sposób stworzyłam cudowny zestaw dla siebie. Inne podobne zestawy znajdziecie tutaj.

Jak ubrania prezentują się na żywo? Zobaczcie sami:

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Według mnie komplet prezentuje się obłędnie! Czuję się w nim mega kobieco, a co najważniejsze - pewna siebie. Pozwala mi on poczuć się w swoim ciele bardziej komfortowo - podkreśla atuty i ukrywa niedoskonałości. 

Jakość wykonania jest bardzo wysoka. Zarówno żakiet jak i spodnie jest dokładnie zszyty, nigdzie nie znalazłam odstających nitek czy zaciągnięć, a w dotyku jest bardzo przyjemny. 

Żakiet GOSIA wykonany jest z tkanin takich jak wiskoza 50%, poliester 45%, elastan 5%. Jest bardzo wygodny i nie krępuje ruchów. Wspominam o tym, bo większość żakietów, które do tej pory posiadałam (kilka lat wstecz) były sztywne i nie czułam się w nich dobrze. Tutaj czuję się wolna jak ptak i w końcu mogę powiedzieć, że znalazłam zestaw idealny dla siebie.

Spodnie chinosy GOSIA MARYSIA zachwyciły mnie swoim krojem. Dawno nie miałam w swojej szafie spodni tego typu i moim zdaniem pasują do mojej sylwetki. Ładnie podkreślają biodra, mają wyższy stan dzięki czemu lekko spłaszczają odstający brzuszek i w cudowny sposób odkrywają kostkę co tylko dodaje kobiecie uroku i szyku. W połączeniu ze szpilkami prezentują się cudownie i myślę, że będę je nosić również bez żakietu. 

Wykonane są w 95% z poliestru, a w 5% z elastanu dzięki czemu są rozciągliwe i dopasowują się do kształtu ciała. Nie są zbyt obcisłe więc podobnie jak żakiet - nie krępują ruchów. 

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

W związku z sytuacją, jaka panuje w tej chwili na świecie i nakazie noszenia maseczek, postanowiłam również skusić się na jedną z nich. Sklep Grandio.pl oferuje maseczki bawełniane w niskich cenach, dlatego też Wam o nich wspominam, bo wiem, że w niektórych miejscach są trudno dostępne bądź strasznie drogie. 

Osobiście skusiłam się na maseczkę bawełnianą w niebieskim kolorze, wiązaną troczkami w granatowo białą kratę. W sklepie znajdziecie ją tutaj: https://grandio.pl/pl/p/Maseczka-bawelniana-NIEBIESKA-wiazanie-troczki-w-granatowo-biala-krate/581. A na mnie prezentuje się tak:

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Elegancki zestaw - żakiet i spodnie chinosy w kolorze butelkowej zieleni - Grandio.pl

Maseczka jest wygodna i dobrze mi się w niej oddycha. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ jej poprzedniczka była tragiczna. Już po kilku krokach miałam problem z oddychaniem, a tutaj w ogóle nie odczuwam, że mam ją na sobie. To bardzo ważne, bo skoro mamy nosić je przez dłuższy okres, to dobrze żeby było wygodne i dopasowane. Z pewnością zamówię sobie więcej - w różnych kolorach :) 

Skoro jesteśmy już przy temacie pandemii koronawirusa, to chciałabym Was namówić na wspieranie naszych rodzimych marek. Podczas zakupów zwracam uwagę na kody kreskowe i wybieram produkty polskich marek, dzięki czemu pomagam naszej gospodarce. To bardzo ważne, szczególnie w tym trudnym dla nas wszystkich okresie. Jak wspomniałam na wstępie marka ta do nich należy dlatego zachęcam Was do zakupu odzieży w tym właśnie sklepie - tym bardziej że jakość ubrań jest doskonała.

Na koniec mam dla zainteresowanych kod zniżkowy na zakupy w sklepie Grandio.pl. Wystarczy w odpowiednie okienko wpisać kod: zuzka15 i zawartość Waszego koszyka obniży się o 15% :) Mam nadzieję, że komuś się przyda. 

Jak podoba się Wam moja stylizacja? Słyszeliście już o sklepie Grandio.pl i Karko.pl? A może macie w swoich szafach jakieś ubrania tych marek?


BIOBAZA DEO - Silky Comfort - dezodorant w kulce

Współpraca barterowa / prezent


BIOBAZA DEO - Silky Comfort - dezodorant w kulce

Pielęgnacja delikatnej skóry pod pachami jest bardzo ważnym krokiem. Nie wyobrażam sobie dnia bez użycia dezodorantu, który pielęgnuje to miejsce. Właśnie wczoraj skończyłam opakowanie BIOBAZA DEO Silky Comfort więc czas i pora Wam o nim coś napisać.

O kosmetykach marki BIOBAZA pisałam Wam już kilkukrotnie na moim blogu. Jedne spisują się lepiej, drugie gorzej - jednak to normalne zjawisko. Każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby i wymagania. Szampon do włosów z peelingiem tej marki uwielbiam i już zamówiłam sobie kolejne opakowania. 

Na początku tego roku w moje ręce wpadła nowość - BIOBAZA DEO Silky Comfort w postaci dezodorantu w kulce. Przyznam, że tę formę pielęgnacji delikatnej skóry pod pachami bardzo lubię - bardziej od spray'ów więc mocno się ucieszyłam. Od razu przeszłam do codziennego stosowania i jedno opakowanie tego kosmetyku mam już za sobą.

BIOBAZA DEO - Silky Comfort - dezodorant w kulce

Naturalna formuła z odżywczymi składnikami zapewnia wyjątkowe uczucie świeżości i jedwabistą gładkość. Ta formuła wolna od aluminium chlorohydrate, alkoholu i sztucznych substancji zapachowych oparta jest na minerałach z soli i dobroczynnych olejkach eterycznych, które odżywiają i chronią skórę. BIOBAZA DEO zapewnia uczucie naturalnej świeżości.

Sposób użycia: nakładać na oczyszczoną i suchą skórę pod pachami. W przypadku nadwrażliwości przerwać stosowanie. 

Składniki ziołowe: liść oliwki i ekstrakt z szałwii, masło shea, olejek jojoba.

Pojemność: 50 ml

INCI: AQUA,GLYCERIN, POTASSIUM ALUM,FRAGRANCE, XANTHAN GUM,OLEA EUROPAEA (OLIVE) LEAF EXTRACT,SALVIA OFFICINALIS LEAF EXTRACT,CAPRYLYL GLYCOL, LIMONENE,LINALOOL,GERANIOL,CITRAL,CITRONELLOL,FARNESOL.


BIOBAZA DEO - Silky Comfort - dezodorant w kulce


Jak widzicie dezodorant zamknięty jest w uroczym opakowaniu. Od razu widać, że kosmetyki są naturalne - tak mi przynajmniej kojarzy się szata graficzna. Zapach tej kulki jest niesamowity. Bardzo delikatny i przyjemny, z pewnością odświeżający, a moim zdaniem dezodorant taki właśnie powinien być. Nie jest to aromat drażniący - wręcz przeciwnie - sprawia, że człowiek od razu czuje się lepiej.

Wewnątrz ukryty jest płyn o średniej gęstości. Z łatwością rozprowadza się po skórze, a wchłania się umiarkowanie szybko. Nie pozostawia białych śladów, nie brudzi i nie lepi się, co dla mnie jest bardzo ważne. Daje poczucie niesamowitego odświeżenia, a skóra pod pachami jest dobrze nawilżona. Podczas jego stosowania nie pojawiły mi się żadne podrażnienia. Stosowałam go również bezpośrednio po goleniu i żadne pieczenie czy swędzenie nie wystąpiło, dlatego też jestem skłonna ponownie go zamówić. Pamiętajcie, że jest to dezodorant, więc nie obroni on Was przed poceniem się - myślę, że jest to kosmetyk idealny na zimę i wiosnę, kiedy nie pocimy się tak mocno jak latem. Jest to produkt idealny do torebki, który pozwoli w szybki sposób się nam odświeżyć, kiedy przyjdzie taka potrzeba.

Jego cena na stronie producenta to koszt 17 zł, więc myślę, że kwota nie jest zbyt wygórowana.

Znacie może ten dezodorant? Lubicie kosmetyki tej marki?

Samanta Louis "Syn mafii" - recenzja

Współpraca barterowa / prezent



Samanta Louis "Syn Mafii" - recenzja książki

Książki z wątkiem mafijnym wciągnęły mnie tak mocno, że gdy tylko widzę jakąś nowość, to muszę po nią sięgnąć. Tak było w przypadku książki Samanty Louis "Syn mafii". Dziś przyszedł czas by Wam opowiedzieć o moich wrażeniach na jej temat. 

Z książkami tej autorki nie miałam wcześniej do czynienia, a kiedy usłyszałam o niej po raz pierwszy, to pomyślałam, że jest twórcą zagranicznym. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że Samanta Louis to poznanianka. Nie oznacza to jednak, że się zawiodłam, bo niejednokrotnie przekonałam się, że nasze rodowite autorki potrafią pisać świetnie i ten fakt mnie ucieszył. Tak naprawdę do tej pory miałam tylko jedną ulubioną pisarkę pochodzącą z naszego kraju, ale książka "Syn mafii" (pierwsza z serii The Costello Family) to zmieniła. Dlaczego? 


Salvatore Costello, dziedzic najbardziej wpływowej rodziny mafijnej, wraca do Nowego Jorku, aby przejąć stołek po nieżyjącym ojcu. Poniekąd, ponieważ jest jeszcze coś, czego pragnie równie mocno - Audrey Davis, kobieta strzegąca tajemnicy, która połączy nowojorską Cosa Nostrę z sycylijską mafią.

Kiedy Sal pojawia się w klubie swojego kuzyna, aktualnie pełniącego funkcję bossa rodziny Costello, spotyka tam Audrey. Kobieta ma słabość do Salvatorego, ponieważ osiem lat wcześniej, kiedy dopiero wkraczali w dorosłość, darzyła go wielkim uczuciem. Niestety ich drogi niespodziewanie się rozeszły. Życie Audrey u boku Lorenza nie należy do łatwych. Socjopatyczny capo traktuje kobietę jak swoją własność, chociaż ta nie należy do niego, nie stroni też od przemocy. Nie ma pojęcia, że wkrótce przyjdzie mu za to zapłacić.

Gdy Audrey trafia do rezydencji Costello, rozpoczyna się gra o władzę, w której dziewczyna staje się znaczącym pionkiem. Sal, aby odzyskać ukochaną i na nowo ją w sobie rozkochać, jest w stanie zrobić wszystko, jednak nie może zapomnieć o tym, jak ważną osobistością jest w półświatku.

Z tego starcia nikt nie wyjdzie cało. Czy jesteś gotowy, by wejść do świata pozbawionego wszelkich skrupułów i granic?

Samanta Louis "Syn mafii" - recenzja

Nie ukrywam, że już ten opis książki mnie sobą kupił i nie mogłam doczekać się, aż poznam tą historię osobiście. Kiedy usiadłam do jej lektury - przepadłam, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Historia tych dwojga wciągnęła mnie tak mocno, że przeczytałam ją w dwie i pół godziny. 

Audrey, to kobieta zagadka. Kryje w sobie masę tajemnic i na co dzień zakłada maskę do której zaczęła się już przyzwyczajać. Od pięciu lat tkwi przy boku Lorenza, do którego nie czuje nic poza szacunkiem i wdzięcznością za opiekę i dach nad głową. Mężczyzna jednak chce, aby Audrey w końcu się zadeklarowała i została jego kobietą. Ona tego nie chce, ale nie wie jak mu o tym powiedzieć. Kobieta utkwiła w pewnym miejscu w swoim życiu i nie rusza się ani do przodu, ani do tyłu. Wszystko zmienia się, kiedy w klubie pojawia się Salvatore - jej dziewicza miłość z którą osiem lat temu łączyło ją uczucie i pewien sekret. Wszystkie wspomnienia i uczucia wracają do niej ze zdwojoną siłą - miłość razem z nienawiścią do ukochanego. W tym momencie książka zaczyna się rozkręcać i jako czytelnicy możemy poznać trochę przeszłości z życia obojga bohaterów. Przyznam, że dość szybko zaczęłam domyślać się jaki sekret może łączyć Audrey i Salvatore, ale mimo wszystko historia mocno mnie interesowała i nie potrafiłam się od niej oderwać.

W tej historii będziecie mogli zobaczyć jak bezwzględny jest świat mafii i jakie prawa tam panują. Salvatore musi złożyć przyrzeczenie zostając capo, pieczętując je swoją krwią. Jak możecie się domyślić, za złamanie zasad może stracić swoje życie. Audrey przez te wszystkie lata bez ukochanego staje się inną kobietą - z delikatnej, wrażliwej nastolatki zmienia się w wyszczekaną i pewną siebie kobietą, której najważniejszym celem jest obrona pewnego sekretu. Salvatore z upływem lat również zmienił się z marzącego o życiu z dala od mafii chłopaka, po bezwzględnego i rządnego krwi capo. 

Czy te zmiany wpłyną na wspólne życie tych dwojga? Czy Audrey uda się wybaczyć ukochanemu i na nowo mu zaufać? Jaki sekret łączy tych dwojga?

O tym nie mogę Wam napisać. Chciałabym, żebyście przekonali się sami sięgając po tę książkę. Gwarantuję Wam, że warto. Nie jest to kolejna historia przepełniona seksem z cukierkowym zakończeniem. Przyznam, że zakończenie wbiło mnie w fotel i nie mogłam się po nim otrząsnąć. Już wiem, że to nie koniec przygód bohaterów i nie mogę doczekać się kontynuacji. 

Ta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie i przyznam, że autorka stanęła na podium razem z moją ulubioną dotychczas pisarką. Sposób jej pisania sprawił, że od pierwszej strony byłam wciągnięta w historię i nie potrafiłam się od niej oderwać do samego końca. Opis bohaterów pozwolił mi ich poznać, dzięki czemu wiedziałam co nimi kieruje. Jednak zupełnie nie spodziewałam się pewnych ich zachowań z czego się cieszę, bo książka nie okazała się być przewidywalną. Jest w niej miłość, nienawiść, jest strach, rozczarowanie, ale także ukazuje do czego zdolna jest kobieta, kiedy musi kogoś chronić - nawet ryzykując swoje własne życie. Jest to ciekawe połączenie, które sprawia, że nie można nudzić się podczas czytania. 

Samanta Louis "Syn mafii" - recenzja

Samanta Louis "Syn mafii" - recenzja

Zdjęć patronatów medialnych przeważnie Wam nie pokazuję, ale tutaj nie mogłam przejść obojętnie, bo jednym z nich jest zaprzyjaźniony mi blog - Aleksandra NS - i to właśnie dzięki niej zainteresowałam się tą historią, za co mocno jej dziękuję.

Dziękuję przede wszystkim autorce za tę niesamowitą i pełną napięcia historię - nie mogę doczekać się jej kontynuacji i mam nadzieję, że niebawem będę mogła ją poznać. Pani Samanto wielki ukłon w Pani stronę :)

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu WasPos. 

BIOBAZA BODY - masło do ciała z winogronem i arganem

Współpraca barterowa / prezent



BIOBAZA BODY - masło do ciała z winogronem i arganem

Kosmetyki marki BIOBAZA pojawiły się w moim domu dość niedawno i wciąż je poznaję. Tym razem chcę Wam napisać o maśle do ciała z winogronami i arganem, które doskonale sprawdzi się do nawilżenia dłoni, które po płynach dezynfekujących i częstym myciu rąk są mocno przesuszone.

Jeśli czytacie mojego bloga, to pewnie wiecie, że nie lubię stosować maseł do ciała. Przeważnie mają za ciężkie konsystencje, które drażnią mnie i zamiast sprawiać mi radość - denerwują mnie. Po posmarowaniu swojego ciała takimi kosmetykami czuję się brudna i nic na to nie poradzę. Kiedy w moim domu zawitało masło do ciała, postanowiłam je odłożyć i sięgnąć po nie w odpowiednim momencie. W związku z pandemią koronawirusa większość z nas zmaga się z suchością i szorstkością dłoni. Ja niestety od kiedy pamiętam, mam problem ze skórą rąk, a teraz, kiedy stosuję płyny dezynfekujące i częściej je myję - jest masakra. Zrobiły mi się na nich suche, swędzące i piekące placki, których za nich w świecie niczym nie mogłam nawilżyć. Właśnie w tym momencie przypomniałam sobie, że przecież odłożyłam na "czarną godzinę" masło do ciała z winogronem i arganem BIOBAZA i postanowiłam sprawdzić jak spisze się przy nawilżaniu moich dłoni.

Połączenie naturalnych olejków z pestek winogron i moreli zapewnia luksusową pielęgnację skóry i wspomaga jej regenerację. Olejek arganowy i sezamowy chroni skórę przed przedwczesnym starzeniem. Nuty zapachowe sprawiają, że skóra jest przyjemnie pachnąca, a kakao i masło shea pozostawiają ją gładką i nawilżoną.

Zastosowanie: Nałóż i wmasuj w wilgotną skórę po kąpieli.

Składniki ziołowe: masło shea, masło kakaowe, winogrona, aloes, kiełki pszenicy, wosk pszczeli, sezam, morela, jojoba i argan.

INCI:  AQUA, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER, THEOBROMA CACAO SEED BUTTER, GLYCERYL STEARATE (AND) CETEARETH-20 (AND) CETEARETH-12 (AND) CETEARYL ALCOHOL (AND) CETYL PALMITATE, VITIS VINIFERA (GRAPE) SEED OIL, ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE, CETEARYL OLIVATE (AND) SORBITAN OLIVATE, TRITICUM VULGARE GERM OIL, CERA ALBA, SESAMUM INDICUM SEED OIL, PRUNUS ARMENIACA KERNEL OIL, SIMMONDSIA CHINENSIS (JOJOBA) SEED OIL, CETEARYL ALCOHOL, ARGANIA SPINOSA KERNEL OIL, TOCOPHERYL ACETATE, PHENETHYL ALCOHOL (AND) CAPRYLYL GLYCOL, SODIUM C14-16 OLEFIN SULFONATE, CARBOMER, AROMA (sage and grapes), SODIUM HYDROXIDE, RETINYL PALMITATE.             

BIOBAZA BODY - masło do ciała z winogronem i arganem

BIOBAZA BODY - masło do ciała z winogronem i arganem
 
Masło do ciała BIOBAZA Body zamknięte jest w uroczym słoiczku z metalową nakrętką. Co mnie urzekło - słoik jest przezroczysty, dzięki czemu bez okręcania możemy monitorować zawartość. Zapach kosmetyku jest trudny do określenia. Nie chcę go błędnie ocenić, jednak coś mi w nim nie gra. Wyczuwam w nim coś drażniącego - jakby stęchliznę (?) w połączeniu ze słodkim sokiem winogronowym. Nie mam pojęcia czy wszystkie masła mają ten aromat, czy to może moje jest wadliwe.  Jeśli macie go w domu, to napiszcie mi w komentarzu jakie macie odczucia co do tego aromatu. Data ważności jest dobra, pojemnik nie był uszkodzony, więc nie wiem czy tak ma być czy nie. Postanowiłam Wam o tym wspomnieć, bo niektórzy mogą mieć wrażliwe na zapachy nosy - jak ja - i mogą być trochę rozczarowani. Ten aromat utrzymuje się na skórze przez około godzinę i ulatnia się, więc daję radę stosować to masło mimo wszystko.

Konsystencja jest bardzo gęsta i treściwa, po zetknięciu ze skórą robi się delikatniejsze i łatwo rozprowadza się po skórze. Suchość i szorstkość już po pierwszym zastosowaniu jest zmniejszona, co jest ogromnym plusem tego masła. Jeśli chodzi o wchłanianie, to zajmuje mu to trochę czasu, ale warto czekać dla takiego efektu. Średnio około pół godziny wyczuwam kosmetyk na moich dłoniach. 

Po około tygodniu regularnego wmasowywania go w skórę dłoni - zniknęła całkowicie z czego jestem bardzo zadowolona. Jest to doskonały produkt na takie problemy skórne, które z pewnością teraz w czasie pandemii dokuczają wielu osobom. Stosuję je również na łokcie i kolana - bo te miejsca są również przesuszone i już widzę poprawę. 

Podsumowując moje spotkanie z BIOBAZA Body masłem do ciała z winogronem i arganem mogę powiedzieć, że jestem zadowolona/ Gdyby nie ten aromat - byłabym zachwycona i chętnie stosowałabym je regularnie przez długi czas. 

Jeśli ciekawią Was kosmetyki tej marki, to polecam Wam z całego serca BIOBAZA Hair Szampon i peeling do skóry głowy w jednym. Możecie również poczytać jego recenzję na moim blogu do czego gorąco Was zachęcam.

Czy znacie kosmetyki marki BIOBAZA? Jak się u Was sprawdzają?

Instagram