I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution

Paczka PR / PREZENT 


I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution


Kiedy otrzymałam tę paletkę - przez chwilę myślałam, że to paleta Rose Gold, o której już Wam pisałam. Jednak przyglądając się jej bliżej zauważyłam znaczną różnicę i okazało się, że jest to inna wersja palety czekoladki, a mianowicie Chocolate Elixir I HEART MAKEUP. Dziś postanowiłam pokazać Wam, jak wygląda ona w środku, a przy okazji trochę o niej napisać :) Zapraszam do lektury!




Paleta I Heart Chocolate Elixir kryje w sobie 16 różnych cieni do powiek, dzięki którym makijaż staje się wyrazisty i nabiera charakteru. Dzięki nietuzinkowej kombinacji kolorów, możliwe jest wykonanie makijażu zarówno delikatnego, naturalnego na dzień, jak i intensywnego, mocnego na wieczór. Paleta umożliwia zabawę kolorami, przejście na "jasną" lub "ciemną" stronę, przy uzyskaniu tym samym zniewalającego efektu końcowego. Makijaż przy użyciu paletki wydobywa głębię spojrzenia, nadaje mu wyrazu.
Cienie w większości posiadają matowe wykończenie, ale znajdują się również cienie satynowe. Są trwałe, nie rolują się i nie ścierają, dołączony do nich aplikator pozwala na łatwe ich nakładanie. 
Oryginalne, czekoladowe opakowanie sprawi, że makijaż stanie się przyjemnością, która uzależnia!
I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution

I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution
Jeśli ktoś z Was pamięta paletkę Rose Gold - to patrząc na odcienie tej - na pewno również będzie je ze sobą kojarzył. W wersji, o której wspominam cienie są bardzo błyszczące i brokatowe - tu wręcz przeciwnie - w większości znajdziemy w niej maty - które uwielbiam! 16 odcieni, to naprawdę jak dla mnie mega pole do popisu. 12 cieni ma wykończenie matowe, a pozostałe 4 satynowe. 
Cienie zamknięte w tej przepięknej czekoladce są jak dla mnie typowo jesienne - znajdują się w niej róże, czerwienie, brązy czy beże. Dwa największe służą do malowania pod łukiem brwiowym - lub jako baza - ja zawsze używam ich właśnie w taki sposób. 
I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution

I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution
Co bardzo podoba mi się w paletkach - czekoladkach, to fakt, iż przykryte są folią ochronną na której widnieją nazwy każdego cienia. I teraz właśnie chciałabym je Wam zaprezentować:
COCONUT – jasny beż, matowy,
ICING – ciepły beż, kamel, matowy,
CREME BRULEE - szampański, cień satynowy,
CANDY - powiedziałabym, że to brąz zmieszany z szarością, cień matowy,
BUBBLE GUM – intensywny róż, cień matowy, bardzo trwały.
SWEET - piękny brąz z miedzianym połyskiem, cień błyszczący.
LATTE – ciepły brąz, cień matowy.
CHESTNUT – głęboki brąz, cień matowy
CARRTOT CAKE – marchewkowy - trochę kojarzy mi się z kolorem cegły, matowy
HOT TEA – karmelowy brąz, cień matowy,
SUGAR – ciepły szampański, cień błyszczący, dość słabej pigmentacji
RED VELVET – brąz z czerwienią, kolor matowy
PUMPKIN - karmelowy, matowy
ROASTED – delikatny jaśniejszy brąz, cień matowy, dość słabej pigmentacji
PINK ICED – zgaszony lekko brudnawy róż, cień matowy,
VANILLA - ecru, cień błyszczący.  

I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution

I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution
Pigmentacja większości cieni jest bardzo dobra - mam kilka zastrzeżeń do odcieni Coconut, Sugar i Roasted - dwa pierwsze szybko wtapiają się w moją skórę - mają bardzo zbliżony do niej odcień - dlatego słabo widać je na zdjęciach, trzeci z nich, mimo iż jest dość ciemny, to jest przejrzysty - przebija kolor skóry, przez co muszę się nieźle napracować, żeby był wyraźny - idealnie nadaje się do podkreślenia dolnej powieki w codziennym - delikatniejszym makijażu. 
Jeśli mam tę paletkę porównać do innych czekoladek MUR, jakie posiadam - to ta z pewnością ma najlepszą pigmentację - jestem mile zaskoczona. Paletki te w porównaniu do np. paletek haloweenowych, o których Wam pisałam zawsze wypadały słabiej - a tu mega wielkie zaskoczenie - i to jak najbardziej pozytywne! 
Trwałość również jest w porządku. Nie wychodzę zbyt często wieczorem za sprawą dzieci - jednak makijaż śmiało mogę zrobić popołudniu żeby trzymał się całą noc, albo z samego rana - aby zmywać go wieczorem. Jest to duży plus.
W sieci znalazłam również inną ciekawostkę - mianowicie ta paletka kolorami łudząco przypomina paletę Anastasia Beverly Hills Modern Renaissance Palette - czekoladka jednak posiada kilka kolorów więcej. Kiedy wyczytałam tę informację zaczęłam szukać tej oryginalnej paletki i stwierdziłam, że faktycznie coś w tym jest. Ja jednak nie kupuję palet z wyższej półki, ponieważ używam ich wyłącznie w domu - nie jestem profesjonalnym makijażystą i nie potrzebuję tych droższych, takie, jakie mam zawsze mi wystarczają. Wiem, że są jednak osoby, które szukają oryginałów bądź ciekawych zamienników - także jeśli szukasz odpowiednika palety ABH - możesz śmiało sięgnąć po Chocolate Elixir od Makeu Revolution - zaoszczędzisz przy tym pieniądze, a efekt uzyskasz podobny :)


I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution


I Heart Makeup Chocolate Elixir - Czekoladka Makeup Revolution

Podoba się Wam ta paletka? Macie na nią ochotę? Czy używacie słynnych czekoladek I Heart Makeup? 

Krem do rąk KWIAT WIŚNI i Olejek JOJOBA / Olejek w kremie - NIVEA

Paczka PR / PREZENT 

Krem do rąk KWIAT WIŚNI i Olejek JOJOBA / Olejek w kremie - NIVEA

Część z Was wie, że należę do grona przyjaciółek NIVEA i dzięki temu mam możliwość testowania nowości, jakie wypuszcza na rynek ta marka. Tym razem otrzymałam olejek w kremie, którego zadaniem jest pielęgnacja naszych dłoni. Jak się sprawdził? O tym dowiecie się w tym poście. Zapraszam do lektury!


Poczuj rozpieszczającą pielęgnację olejkami w szybko wchłaniającym się kremie do rąk. Wypróbuj Olejek w Kremie do rak NIVEA® Kwiat Wiśni i Olejek Jojoba

• Zapewnia 24-godzinne nawilżenie bez uczucia lepkości 
• Pozwala cieszyć się delikatnym zapachem kwiatu wiśni 
• Sprawia, że skóra Twoich dłoni staje się niewiarygodnie miękka w dotyku *zapach kwiatu wiśni

+ 24-godzinne nawilżenie dłoni
+ Miękka w dotyku skóra dłoni
+ Delikatny zapach kwiatu wiśni
+ Drogocenny olejek jojoba
+ Brak uczucia lepkości.


Taki opis znajdziemy na stronie producenta - brzmi zachęcająco, prawda? Kiedy otrzymałam przesyłkę od razu postanowiłam wziąć się za testowanie. Już pierwsze użycie powiedziało mi czy się z tym kremem polubię czy raczej nie. 


Krem do rąk KWIAT WIŚNI i Olejek JOJOBA / Olejek w kremie - NIVEA

Na samym początku ucieszył mnie fakt, że krem do rąk to tak na prawdę mini wersja mojego ulubionego olejku z balsamie tej marki. Jeśli mnie czytacie, to wiecie, że nie przepadam za kremowaniem rąk i ciężko mi to idzie - winna jest oczywiście moja systematyczność. Brak mi jej i na sto sposobów próbuję to zmienić.

Wracając do samego kremu - to jest niewielkich rozmiarów (75 ml), opakowanie bardzo mi się podoba - moim zdaniem jest nietypowe dla kremu do rąk - wygląda raczej jak mini balsam. Zamykany jest na klik - na którym sobie stoi. Zapach obłędny - bardzo wyraźnie czuć kwiat wiśni - słodko i intensywnie - również po wklepaniu go w ręce aromat ten się utrzymuje. Konsystencja dość rzadka jak na kosmetyk do pielęgnacji dłoni, no ale czego można spodziewać się po olejku w kremie? Dla mnie rzadsza konsystencja była oczywista.


Krem do rąk KWIAT WIŚNI i Olejek JOJOBA / Olejek w kremie - NIVEA

Olejek w kremie wchłania się w skórę dłoni błyskawicznie, jest wydajny i nie pozostawia żadnych śladów po zastosowaniu (czytaj żadnego tłustego filmu itp). 

Jak oceniam jego działanie? 

Nie stosuję zbyt wielu kosmetyków do dłoni więc nie mam ogromnej wiedzy w tym temacie i dużego porównania - jednak moim zdaniem olejek ten skutecznie radzi sobie z nawilżaniem skóry moich dłoni. Chwilę po zastosowaniu są przyjemne w dotyku i miękkie - a chyba o to w tym wszystkim chodzi.

Używam go jak tylko pamiętam - stoi na wierzchu, przez co jest w użyciu przynajmniej raz dziennie. Stosuję już kilka tygodni i widzę poprawę stanu skóry moich rąk. Z pewnością miejsca przesuszone są w lepszej kondycji, a w dotyku dłonie zrobiły się o wiele przyjemniejsze. Nie mam uczucia naciągania skóry i nic mnie nie piecze - jak kiedyś - więc jestem zadowolona z jego stosowania.


Krem do rąk KWIAT WIŚNI i Olejek JOJOBA / Olejek w kremie - NIVEA

Jak sprawdzi się u kogoś innego - tego nie wiem - każda skóra potrzebuje innej pielęgnacji. Najlepiej będzie jak wypróbujecie go same i opowiecie mi o swoich spostrzeżeniach. A może już go używacie? Jeśli tak to czekam na Waszą opinię w komentarzach :) 


Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

PACZKA PR / PREZENT 

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Makijaż ust dopiero około rok temu wszedł mi w nawyk. Kiedyś nie przykładałam wagi do tego czy moje usta są pomalowane czy nie. Każdy makijaż jednak - wyglądał przez to podobnie i czegoś mu brakowało. Musiałam chyba dorosnąć aby zacząć malować moje usta. Dziś robię to codziennie - nawet kiedy nie robię makijażu a muszę wyjść z domu - jakiś nudziak na ustach musi być! Dziś chciałabym Wam pokazać pomadki od Pierre Rene, które od niedawna goszczą w moim domu. 


Ekskluzywna kolekcja pomadek w starannie dobranych, intensywnych odcieniach, obejmujących zarówno subtelny nude, chłodne fiolety, aż po ognistą czerwień. Łączy w sobie delikatne cząsteczki pudrowe i nawilżające oleje dla efektu matowych, ale nawilżonych i miękkich ust. Dzięki wysokiej koncentracji pigmentów, uzyskany kolor jest intensywny i pełen życia, długo utrzymuje się na ustach i sprawia, że usta są jak klejnoty otulone w wibrujący kolor.To więcej niż pomadka, to modowy dodatek, elegancki i kobiecy przedmiot pożądania.Sposób aplikacji: nakładaj na usta w dwóch warstwach przy użyciu pędzelka.Posiada magnetyczne opakowanie.


Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene


Pomadki przyjechały do mnie w czarnych kartonikach. Kiedy otworzyłam je - moim oczom ukazały się przepiękne złote opakowania. Złoto od dawna kojarzy mi się z elegancją i luksusem - więc tak też było w przypadku tych szminek. Zadziwiło mnie ich zamknięcie - leciutko i pięknie "chodzi" - bez słyszalnego "kliku" - zamykane są magnetycznie - pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem. 

Do moich rąk trafiły trzy odcienie tych szminek:
- 02 Pink Cashmere
- 06 Satin Rose
- 09 Posh Petal

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Jak widzicie na zdjęciach, każdy z tych kolorów należy do grupy róży - od typowo cukierkowych do bardziej stonowanych - jednak wciąż bardzo dziewczęcych. Takich kolorów używam raczej na co dzień - więc pomadki mogłam już nie raz przetestować.

Co mogę o nich powiedzieć? 

Jak już wspomniałam ich wygląd mnie zachwycił i nie mogę się na nie napatrzeć. W przypadku wnętrza - czyli samej pomadki również mogę powiedzieć o zadowoleniu. Dlaczego?
Przede wszystkim bardzo podoba mi się konsystencja pomadki - nie jest za twarda, ale i nie rozłazi się przy pierwszym kontakcie z ustami. Malowanie idzie "gładko jak po maśle" - pięknie się rozprowadza, jest bardzo delikatna i aksamitna. Aby uzyskać efekt dobrze pomalowanych ust - tak, aby kolor był jednolity - pomadkę należy nałożyć dwie warstwy. W przypadku jednej - odcień jest bardzo delikatny i przepuszcza kolor naszych ust.

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Efekt, jaki uzyskamy po jednorazowym pomalowaniu, możecie zobaczyć poniżej:

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Postanowiłam jednak pokazać Wam również efekt po nałożeniu dwóch warstw.

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Matowo - satynowa pomadka ROYAL MATT LIPSTICK - Pierre Rene

Krycie przy dwóch warstwach jest dla mnie zachwycające. Usta są dokładnie pomalowane, gładkie i miękkie. Mat również jest, jednak nie wysusza on moich ust co mnie zachwyca. Bardzo podobają mi się matowe pomadki jednak strasznie wysuszały one moje usta - teraz nie mam tego problemu.

Trwałość oceniam na dobrą - mam jednak manię oblizywania ust więc nie noszę jej przez wiele godzin. Jednak jeśli mam ją porównać do pomadek, które testowałam ostatnim razem - Pierre Rene zdecydowanie lepiej trzymają się ust. Podczas picia ze szklanki odciskają się na niej, jednak na ustach kolor zostaje - nie robią się nieestetyczne plamy z brakiem pigmentu. 

Pomadka idealnie nadaje się do torebki - można ją wrzucić "luzem" bez obaw, że się otworzy - magnes trzyma się mocno i ani razu nie popuścił. W torebce mam zawsze bałagan, a pomadka cała i zdrowa :) 

Cena pomadki waha się od 15 do 19 zł za sztukę więc uważam, że nie jest to duża kwota i warto za nią tyle zapłacić.

Znacie pomadki od Pierre Rene? Który odcień najbardziej się Wam podoba? 

Pomysł na prezent - WALENTYNKI



Już tylko dwa tygodnie zostały do Walentynek - dnia zakochanych. Nazwa pochodzi od św. Walentego, którego wspomnienie liturgiczne w Kościele katolickim obchodzone jest również tego dnia.

Zwyczajem w tym dniu jest wysyłanie listów zawierających wyznania miłosne (często pisane wierszem). Na Zachodzie, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, czczono św. Walentego jako patrona zakochanych. Dzień 14 lutego stał się więc okazją do obdarowywania się drobnymi upominkami. 

Tak więc skoro jesteśmy przy upominkach, to czas i pora pokazać Wam kilka uniwersalnych propozycji na prezent, właśnie z tej okazji. Uniwersalnych - żeby był dobry jako prezent na walentynki dla chłopaka czy dziewczyny. Mam 3 propozycje i każda z nich bardzo mi się podoba - mam nadzieję, że Wam również coś wpadnie w oko. Zapraszam!

Zegarki dla pary

Jest to aktualnie dość modna propozycja na prezent, a w sieci możemy znaleźć masę wzorów i firm, które oferują nam takie zestawy. Nie będę Wam pokazywać konkretnych firm itp, bo każdy ma swój gust - a zdjęcie, które pokażę znalazłam w sieci.


Kieliszki grawerowane + karafka

Jakiś czas temu pokazywałam Wam taki zestaw, który kupiłam w jednym ze sklepów internetowych. Wybrałam zestaw karafki z dwoma kieliszkami do wina z grawerem z imieniem moim jak i mojego męża. Pijemy z nich tylko w specjalne okazje - Walentynki pewnie również zaliczą się do tych dni.  


Fotoksiążka

Jest to moja ulubiona forma prezentu na każdą okazję. Urodziny, rocznica czy jako prezent na walentynki dla niego zawsze się sprawdza. Za każdym razem mój mąż jest zachwycony. Kiedyś modne były albumy ze zdjęciami, czy podarowanie wspólnego zdjęcia w ramce - jednak dziś - mało kto wywołuje fotki - tylko przetrzymuje je na komputerze czy płycie. Później zostają zapomniane. Fotoksiążka to idealna okazja na wydrukowanie tych najlepszych i najważniejszych zdjęć na świetnej jakości papierze i w formie książki, która z pewnością nigdy nam nie zaginie. 



Która z propozycji podoba się Wam najbardziej? Obchodzicie Walentynki? 



Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA

Post sponsorowany
Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA


Ostatnio przeglądając oferty różnych sklepów obuwniczych natrafiłam na sklep CHAMARIPA. Zaciekawiła mnie ich oferta butów, które pomogą nie jednemu mężczyźnie pozbyć się kompleksów w przypadku swojego wzrostu. Jak to możliwe?

Otóż w sklepie, o którym mowa, sprzedawane jest Obuwie Podwyższające. Cóż to takiego jest? Nie, nie - to nie są buty na obcasie dla mężczyzn. To specjalnie zaprojektowane obuwie, dzięki któremu każdy facet może dodać sobie od kilku do kilkunastu centymetrów wysokości. Pomiędzy zewnętrzną podeszwą a wkładką zamocowane są specjalne warstwy regulujące wysokość osoby noszącej obuwie.
Prestiż, elegancja i dobry wygląd liczony jest także w centymetrach. Nie tylko w Polsce przyjęło się, że mężczyzna powinien być wyższy od towarzyszącej mu partnerki, nie zawsze jednak tak jest. GUS zmierzył, że statystyczny Polak ma prawie 178 centymetrów wzrostu, a przeciętna Polka 165-167 centymetrów. Niestety, nie istnieją badania, ilu niskich Polaków, ma za partnerki wysokie kobiety. 
Wiem, że jeśli chodzi o uczucia, to wzrost nie powinien mieć żadnego znaczenia, jednak są ludzie, którzy mocno przejmują się opinią innych. Można więc w takich sytuacjach korzystać z pomocy w postaci butów podwyższających. Dzięki nim nikt dookoła nie będzie wiedział, że mężczyzna jest niższy od swojej partnerki o kilka centymetrów.

Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA

Co ciekawe, buty nie wyglądają komicznie, bo koturna podwyższająca nie jest widoczna. Została umieszczona wewnątrz butów, dzięki czemu nikt nie zauważy, że mężczyzna korzysta z "bonusowych" centymetrów w takiej postaci jak podwyższające buty męskie

Bardzo zaciekawiło mnie to rozwiązanie i postanowiłam pokazać Wam przykładowe modele takich butów. W sklepie dostępne są buty eleganckie w przeróżnych kolorach, sportowe, codzienne, kozaki, a nawet sandały. Oto niektóre z dostępnych na stronie modeli:

Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA


Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA

Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA

Buty podwyższające dla mężczyzn CHAMARIPA


Jak widzicie w modelach, które pokazałam nie widać, że są to buty męskie z ukrytym obcasem, dzięki czemu w dyskretny sposób mężczyzna może dodać sobie kilka centymetrów. Obuwie Podwyższające Dla Mężczyzn to moim zdaniem świetne rozwiązanie, które powinno być łatwo dostępne w każdym sklepie obuwniczym. Znam osobiście kilku Panów, którzy chętnie skorzystaliby z takich butów, bo niestety nie zostali obdarzeni wysokim wzrostem. 

Czy spotkaliście się już z takim rozwiązaniem? A może ktoś z Waszych znajomych lub bliskich korzysta z tego typu obuwia?

Szczęśliwe stopy niosą szczęśliwych ludzi - SheFoot

Prezent / współpraca barterowa

Szczęśliwe stopy niosą szczęśliwych ludzi - SheFoot


Chodzą, biegają, skaczą, tańczą. Twoje stopy wiernie Ci służą. Może czas na rewanż? Podziękuj im za to, że Cię niosą przez świat, zadbaj, aby przez cały rok były świeże, aksamitne, gładkie, zrelaksowane i… szczęśliwe.


Takimi słowami przywitała mnie marka SheFoot na swojej stronie internetowej. SheFoot to wyspecjalizowana marka naturalnych, hypoalergicznych kosmetyków i akcesoriów do codziennej pielęgnacji stóp, które nie zawierają barwników, parabenów, PEG, silikonów oraz substancji alergizujących. Ich formuły opracowano tak, aby były bezpieczne dla skóry i nie powodowały uczuleń, nawet w przypadku skóry wrażliwej – produkty przeszły rozszerzone testy dermatologicznie wśród osób podatnych na alergie. Skuteczność ich działania została także potwierdzona w badaniach. Bazą wszystkich kremów jest masło shea oraz naturalne olejki: arganowy, abisyński, z drzewa herbacianego lub macadamia, których połączenie zapewnia optymalne nawilżanie i odżywianie wymagającej skóry stóp.

Markę tą poznałam dzięki jednemu z pudełek kosmetycznych. Znalazłam w nim maskę złuszczającą w formie skarpetek - i tak mi się spodobała, że postanowiłam wypróbować też inne produkty tej firmy. 

W taki właśnie sposób w moje ręce trafił dość pokaźny zestaw. W tej recenzji nie znajdziecie moich wrażeń po przetestowaniu każdego z nich - nie! Nie byłabym szczera. Niektóre z nich muszą poczekać do lata, kiedy zmagam się z większymi problemami w przypadku moich stóp. Z pewnością wrócę do Was z tymi, których nie opiszę dziś. 


  • Krem przeciw zrogowaceniom
  • Peeling naturalny

Krem przeciw zrogowaceniom używałam kilka razy. Przede wszystkim zacznę od zapachu, który jest bardzo przyjemny. Na początku kojarzył mi się z cukierkami pudrowymi, później uwalnia jednak z siebie nuty jakby kwiatowe - nie określę co to takiego dokładnie jest - jednak bardzo mi się podoba. Konsystencja lekka, kolor biały. W jego skład wchodzą składniki aktywne, takie jak:

Masło shea – zapobiega wysuszeniu skóry, wzmacnia cement międzykomórkowy oraz płaszcz hydrolipidowy skóry
Kwas glikolowy – działa przeciwgrzybiczo, zmiękcza twardy naskórek
Witamina E – wygładza i odżywia skórę, zwiększa elastyczność
Alantoina – działa przeciwzapalnie, łagodzi mikropodrażnienia i stymuluje procesy gojenia się ran
Gliceryna – silnie nawilża nawet głębsze warstwy naskórka

Posiadam kilka miejsc na podeszwach moich stóp, które potrzebowały zmiękczenia - i ten krem przyniósł mi niesamowitą ulgę. Kiedyś te miejsca ciągle szorowałam pumeksem, jednak efekt był chwilowy i problem wracał. Od kiedy stosuję ten krem - miejsca stwardniałe zrobiły się bardziej miękkie i powoli znikają - czyli kosmetyk działa.

Peeling naturalny - tu zaskoczył mnie jego kolor - bo jest.. bursztynowy z czarnymi drobinkami. Zapach bardzo podobny do kremu - delikatny, pudrowy i bardzo przyjemny. Drobinki, które znajdziemy w środku są całkiem sporych rozmiarów i są dość ostre - dzięki czemu rewelacyjnie ścierają cały martwy naskórek. 

Produkt zawiera tylko naturalne składniki ścieralne:
pestki oliwek
• łupiny migdałów
• łupiny orzechów macadamia
Aktywne składniki peelingu:
Mocznik – zmiękcza i złuszcza martwy naskórka, reguluje proces rogowacenia
D-Panthenol (prowitamina B5) – łagodzi podrażnienia, nawilża i regeneruje naskórek
Gliceryna – silnie nawilża także głębsze warstwy naskórka.
Stopy po jego zastosowaniu są niesamowicie gładkie, bez żadnych odstających skórek, przyjemne w dotyku i dodatkowo mam wrażenie, że doskonale nawilżone. Jestem na prawdę pod wrażeniem tego peelingu i jest to mój hit jeśli chodzi o produkty do stóp. 

  • Krem na suche i pękające pięty
  • Krem z roślinnymi komórkami macierzystymi i masłem shea

Krem na suche i pękające pięty jedynie wąchałam - bo od kiedy zaczęłam używać tego na zrogowacenia - moje stopy nie wymagają użycia kolejnego nawilżacza. Zapach podobnie jak w przypadku poprzedników - zachwyca. Jedynie co mogę Wam napisać, to słowa producenta:

Masło shea w wysokim stężeniu (6%) zapobiega wysuszeniu, wzmacnia cement międzykomórkowy oraz płaszcz hydrolipidowy skóry, a olej macadamia doskonale skórę natłuszcza i uelastycznia. Produkt dodatkowo pomaga zachować prawidłową higienę stóp, dzięki zawartości naturalnego olejku z drzewa herbacianego o właściwościach bakteriobójczych i grzybobójczych.
Składniki aktywne:
masło shea,
olej macadamia,
olejek z drzewa herbacianego,
panthenol (prowitamina B5),
alantoina,
gliceryna.
Ten krem poczeka sobie grzecznie, aż wykończę ten pierwszy i  z pewnością wrócę do Was po jego testach.

Krem z roślinnymi komórkami macierzystymi i masłem shea
Komórki macierzyste to naturalny stymulator wzrostu komórkowego, zapewniający wymagającej skórze stóp dostęp do ważnych składników odżywczych. Pozyskiwane są z wnętrza kwiatów magnolii, a następnie hodowane w laboratorium w sterylnych warunkach.
Komórki aktywne: 
Masło shea– zapobiega wysuszeniu skóry, wzmacnia cement międzykomórkowy oraz płaszcz hydrolipidowy skóry
Gliceryna– silnie nawilża także głębsze warstwy naskórka
Panthenol (prowitamina B5) – łagodzi podrażnienia i regeneruje naskórek
Olej arganowy – nawilża i ujędrnia, przyspiesza regenerację naskórka
Witamina E – wygładza i odżywia skórę, zwiększa elastyczność
Komórki macierzyste z magnolii – komórki mające zdolność do samodzielnego odnawiania i rozmnażania, pozyskiwane z wnętrza kwiatu Magnolia Sieboldii. Pobudzają naturalną odnowę komórek skóry.
Ten krem postanowiłam wypróbować z ciekawości - nigdy nie spotkałam się z komórkami macierzystymi, a dużo o ich działaniu czytałam. Bardzo spodobała mi się forma podania tego kosmetyku - pompka to świetne i higieniczne rozwiązanie. Wygodnie można nabrać odpowiednią ilość na dłoń - nie musi to być pełna pompka - może to być pół. 
Zapach niestety nie jest już taki przyjemny jak w przypadku poprzedników - jednak nie jest zapachem, który odrzuca. Jest nietypowy i nie potrafię go określić. Konsystencja lekka, szybko się wchłania. Fajnie złagodził podrażnienia na moich stopach, zregenerował niektóre uszkodzenia i nadał moim stopom piękny i zdrowy wygląd - jak tak dalej pójdzie to już wiosną założę smoje ulubione sandały 😂.

  • Plastry kosmetyczne na zrogowaciałe pięty

Plastry nasączone PAPAIN – naturalnym ekstraktem z papai, który stymuluje proces regeneracji naskórka. W połączeniu z innymi naturalnymi składnikami nawilżającymi, takimi jak mocznik, prowitamina B5 i magnez, skutecznie zatrzymują wodę w głębszych warstwach naskórka i dostarczają składników odżywczych, pozostawiając skórę pięt miękką, gładką i elastyczną. Efekty zależą od intensywności zrogowacenia, niekiedy pierwsze efekty widać po jednym zastosowaniu (12 godzin), ale zazwyczaj są one wyraźnie widoczne po kilku dniach regularnego stosowania plastrów.

Te plastry mocno mnie ciekawią, jednak nie stosowałam ich jeszcze. Podejrzewam, że poczekają aż do lata - kiedy dużo chodzę w klapkach czy sandałach i moje stopy narażone są na różne uszkodzenia i szybciej twardnieją pięty i robią się zrogowacenia.

  • Elastyczne plastry ochronne między palce (na pęcherze i odciski)
  • Plastry ochronne na haluksy

Elastyczne plastry ochronne między palce
Dla zdrowia stóp warto zapobiegać uciskowi, który pojawia się przy zakładaniu zbyt ciasnego lub niewygodnego obuwia. Może to prowadzić do wielu bolesnych schorzeń takich jak twardnienie skóry, zrogowacenia, odciski, a w niektórych przypadkach nawet do haluksów. Miękkie, filcowe plastry amortyzują ucisk wywołany przez obuwie, chronią przed dalszym narastaniem odcisku lub przed otarciem. Idealnie uśmierzają ból. Dzięki temu, że plastry wykonane są z filcu idealnie dopasowują się do kształtu palca i łagodzą dyskomfort spowodowany przez odciski. Mogą być stosowane profilaktycznie i między wszystkie palce.

Nie stosowałam ich - czekają na swoją kolej - w kwietniu mam wesele przyjaciółki i kilka godzin w szpilkach przede mną - więc idealnie mogą się sprawdzić - jak będzie? Zobaczymy. Wrócę z recenzją.

Plastry ochronne na haluksy
Lateksowe plastry SheFoot to ulga dla osób borykających się z haluksami, a także dla Pań, które często zakładają buty z wąskim czubkiem na wysokich obcasach. Obecnie wiele kobiet boryka się z tego typu problemami. Haluksy powstają głównie na skutek ciągłego obciążenia jednej części stopy, np. podczas częstego noszenia szpilek. Rozwiązaniem problemu są elastyczne, lateksowe plastry, które amortyzują ucisk wywołany przez obuwie, chroniąc przed powstawaniem lub pogłębianiem się dolegliwości. Plastry na haluksy łagodzą ból i dyskomfort związany z deformacją stopy. Mogą być stosowane profilaktycznie w przypadku obciążeń stopy. Co więcej, produkt jest wodoodporny, a także odporny na zabrudzenia. Dlatego można go nosić bez żadnych obaw, że się zerwie. Dzięki niemu odkryjesz nowy komfort chodzenia.

Nie mam problemów z haluksami, bo nie noszę szpilek - jednak jak wspomniałam wyżej w kwietniu mam wesele, więc mogą mi się przydać takie plasterki. Jestem ogromnie ciekawa, czy pomogą zamortyzować ucisk. Wrócę z recenzją.


  • Złuszczająca maska do stóp w formie jednorazowych skarpetek
  • Sól do kąpieli stóp

Złuszczająca maska do stóp w formie jednorazowych skarpetek.

Innowacyjne skarpetki nasączone złuszczająca maską do stóp na bazie silnie działających składników zmiękczających i złuszczających naskórek: kwasu mlekowego, mocznika i kwasu glikolowego, wspieranych naturalnymi ekstraktami z owoców cytrusowych. Zawiera kompleks botanicznych czynników (rooibos, imperatacylindrica, ekstrakt z jagód), które działają przeciwzapalnie i stymulują odnowę naskórka po jego złuszczeniu. Maska działa długo po zastosowaniu – w ciągu 7-10 dni złuszcza twardy i zrogowaciały naskórek, pozostawiając skórę wyraźnie wygładzoną i zmiękczoną. Następnego dnia po użyciu maski złuszczającej, zalecane jest zastosowanie maski regeneracyjnej SheFoot.

Powiem Wam, że te skarpetki mam już 3 raz :) Pierwsze miałam w boksie kosmetycznym, drugie kupiłam, a teraz trzecie czekają na swoją kolej. Mogę Wam jednak już o nich opowiedzieć. Przede wszystkim bardzo podoba mi się to, że taki zabieg na stopy mogę sobie zrobić w domu sama. Zakładam skarpetki wieczorem, kiedy mam czas dla siebie i nikt mi nie przeszkadza. Pamiętam, kiedy po pierwszym stosowaniu zastanawiałam się czym tu się zachwycać po stosowaniu. Efekt taki jak po wklepaniu kremu w stopy. Nie pomyślałam wtedy, że ten produkt za kilka dni mocno mnie zdziwi. Nie wyobrażacie sobie mojej miny - jak po dwóch czy trzech dniach zobaczyłam jak z moich stóp znikają zgrubienia czy zrogowacenia. Jakby ktoś niewidzialny siedział i pumeksował mi stopy - serio! Kilka dni po zastosowaniu maska wciąż działała - a moje stópki w kilka dni zyskały przepiękny wygląd i mega gładkość. Jest to mój kolejny hit w przypadku produktów do stóp. Polecam!

Ostatni produkt, to Sól do kąpieli stóp.
Sól skutecznie zmiękcza naskórek już po kilkuminutowej kąpieli, pomagając usunąć stwardniałą skórę. Kąpiel z dodatkiem soli odpręża i przywraca skórze równowagę.
Minerały z morza martwego mają właściwości odświeżające i dezodoryzujące. Sól stosowana regularnie pomaga utrzymać skórę stóp w dobrej kondycji i eliminować nieświeży zapach.
Produkt wzbogacony o roślinne ekstrakty: wyciąg z nagietka lekarskiego, wyciąg ze skrzypu polnego, wyciąg z szyszek chmielu, ekstrakt z liści rozmarynu.

Mimo, że kocham sole do kąpieli w każdej postaci to jeszcze nie skusiłam się na jej stosowanie. Niebawem z pewnością to zrobię i wrócę do Was z recenzją. Bardzo ciekawi mnie kompozycja zapachowa. Nagietek, skrzyp polny, rozmaryn i chmiel - brzmi co najmniej intrygująco... 
Tak więc na tym dziś zakończę mój post. Co mogę powiedzieć na zakończenie? Produkty, które wypróbowałam są na prawdę godne uwagi. Świetnie pachną, mają super składy i naprawdę działają. Jestem bardzo zadowolona z ich stosowania i ta marka weszła na szczyt jeśli chodzi o pielęgnację stóp w moim domu. Z pewnością będą ze mną bardzo długo - nie wiem czy znajdą się kosmetyki, które przebiją te!
Stosowaliście produkty SheFoot? Jeśli tak to który? Jak Wam się sprawdził? Dbacie o swoje stopy przez cały rok, czy tylko latem?



COCONUT OIL COLLAGEN & KERATIN HAIR MASK / ARGAN OIL HAIR MASK - GlySkinCare

Prezent / współpraca barterowa

COCONUT OIL COLLAGEN & KERATIN HAIR MASK / ARGAN OIL HAIR MASK - GlySkinCare

Już jakiś czas temu zaprzyjaźniłam się z marką GlySkinCare. Większość produktów jakie miałam, lub mam - sprawdzają się i nie mam do nich zastrzeżeń, dlatego też - maski do włosów znalazły się w moim domu.


Wspominałam to już nie raz - mam bardzo grube i gęste włosy - przypominają dobrą żyłkę wędkarską - ciężko je ułożyć i ogólnie nad nimi zapanować - żyją swoim życiem. Nie ruszane po myciu lekko się kręcą - tworząc fale, których szczerze nie cierpię. Jakiś czas temu mocno szalałam z kolorami włosów - więc odbiło się to na ich jakości. Niestety ich końce były tak zniszczone, że nie dało się ich rozczesać po umyciu - musiałam czekać aż wyschną, przez co robiły się na nich kołtuny. W czwartek ścięłam około 20, a może nawet 30 cm i moje męki w końcu się skończyły.

Zanim jednak je ścięłam - szukałam kosmetyków, które pomogą mi te włosy nawilżyć - nie tylko z zewnątrz, ale i od środka. Spotkałam się z wieloma produktami do włosów, które efekty dawały tylko na chwilę - w przypadku tych masek - na prawdę różnica jest namacalna i widoczna.


COCONUT OIL COLLAGEN & KERATIN HAIR MASK / ARGAN OIL HAIR MASK - GlySkinCare

Pierwsza maska, którą wybrałam to Coconut Oil Collafen & Keratin Hair Mask. Ci, którzy mnie znają, pewnie są zdziwieni, że wybrałam wariant kokosowy - którego nie cierpię. Jednak po przeczytaniu tylu pozytywnych opinii na jej temat, postanowiłam znieść ten ból w postaci zapachu kokosa i przetestowanie jej. 

Wzbogacona o naturalny olej kokosowy, kolagen, keratynę, białko pszeniczne, witaminę E, aloes, pantenol maska intensywnie odżywia i regeneruje włosy, pozostawiając je miękkie, lśniące i jedwabiście gładkie. Wzmacniając włosy maska zapobiega ich rozdwajaniu.




Maska zamknięta w plastikowym brązowym słoiku. Szata graficzna całkiem przyjemna dla oka - grafika kokosa widnieje z daleka - więc od razu wiadomo czego można się spodziewać.
Konsystencja typowa dla maski do włosów - nie za rzadka i nie za gęsta - idealna do rozprowadzania. Zapach jest o dziwo przyjemny. Kokos jest wyczuwalny, jednak jest to taka delikatna nuta - czuję również dość wyraźnie zapach typowy dla maski z keratyną (nie wiem czy to jej zapach?) - w każdym bądź razie pachnie przyjemnie i słodko - jednak nie mdło jak się spodziewałam.

Po około 15 minutach noszenia jej na włosach pod ręcznikiem - spłukuję ją i już przy tej czynności czuję jej efekt pod moimi palcami. Włosy stają się jedwabiście gładkie, sypkie, aksamitne i miękkie - uwielbiam takie efekty po zastosowaniu kosmetyków do włosów i zawsze porównuję je do efektu po wizycie u fryzjera

Maska jest dość wydajna - w przypadku moich długich, grubych i gęstych włosów to duży plus - bo niektóre specyfiki starczają mi na 5 góra 6 razy - tutaj - mam jej jeszcze połowę - a używam co drugie mycie na zmianę z kolejną maską -  ARGAN OIL Hair Mask.



Wzbogacona o olej arganowy formuła zapewni Twoim włosom inten­sywne i długotrwałe nawilżenie. Dzięki zawartości cennych skład­ników: białka pszenicznego, keratyny, witaminy E, panthenolu i alo­esu, Maska głęboko zregeneruje i wzmocni włosy, nadając im mięk­kość, zdrowy wygląd i blask. 

Wersja z olejkiem arganowym, podobnie jak z kokosem - zamknięta jest w brązowym słoiczku - jednak tym razem z nutami błękitu. Nie wiem czemu, ale te zdobienia na opakowaniu kojarzą mi się z Marokiem. 
Konsystencja i kolor podobnie jak u poprzedniczki biała, o fajnej konsystencji. Zapach niesamowicie przypadł mi do gustu - jakby kremowe perfumy - delikatne i przyjemne - bardzo kobiece. 

Działanie tej maski zachwyca mnie za każdym razem. Moje włosy dosłownie spijają ją z siebie i wchłaniają niemalże do samego końca. Kiedy płuczę głowę - efekty zauważam pod palcami - włosy są gładkie, nie plączą się - jakby były pociągnięte jakimś silikonem. Bardzo fajne uczucie. Ta maska była wybawieniem dla moich problemów z rozczesywaniem - po jej zastosowaniu nie  miałam sytuacji, żebym siedziała ze szczotką dłużej przy jakimś paśmie - wszystko idzie sprawnie i szybko - a takich efektów oczekuję. 

Po wysuszeniu włosy są wyraźnie nawilżone, pełne blasku i wyglądają na zdrowe - nawet przed ścięciem wspomnianych centymetrów na początku postu - nie miałam problemu z ich rozczesaniem. Kondycja włosa wyraźnie się poprawia - a efekt był zauważalny już przy pierwszym zastosowaniu. Ta maska to mój hit!

Oba kosmetyki sprawdziły się rewelacyjnie - jednak moje serce skradła maska z olejem arganowym i będę ją polecała każdej z Was. Jeśli chcecie kupić którąś z nich to są dostępne w sklepie diagnosis.pl i admed24.pl.

Znacie markę GlySkinCare? A może stosowałyście którąś z tych masek? Jak wrażenia? 

Instagram