Allerco - kostka myjąca

Allerco - kostka myjąca


Witajcie Kochani! Jak wiecie w moim domu mam alergika więc emolienty są u mnie codziennością. Marka Allerco gości u mnie już od dawna, jednak to mydełko jest z nami najkrócej. Dziś chciałabym o nim trochę opowiedzieć. Zapraszam!




Kostka myjąca allerco® łagodnie myje i właściwie pielęgnuje skórę suchą, wrażliwą, atopową, skłonną do podrażnień i alergii. Jest produktem o niskim potencjale alergizującym, nie zawiera substancji zapachowych.

Kostka myjąca allerco® stanowi unikalne połączenie molekuły Regen7 z łagodnymi substancjami myjącymi i specjalnie dobranymi składnikami pielęgnacyjno-ochronnymi. Molekuła Regen7 to fizjologiczna substancja czynna pochodzenia witaminowego, która pozytywnie wpływa na stan i wygląd skóry oraz chroni ją przed powstawaniem podrażnień. Kostka doskonale się pieni, łagodnie oczyszcza i właściwie pielęgnuje skórę. Delikatna baza myjąca w połączeniu ze składnikami aktywnymi zapewnia zachowanie naturalnej bariery lipidowej naskórka. Dodatek witaminy E i gliceryny podwyższa zdolność do utrzymania prawidłowej wilgotności skóry. Kostka nawilża, wygładza i poprawia elastyczność naskórka. Nie wysusza skóry i nie wywołuje podrażnień.

Przeznaczenie

Codzienna pielęgnacja skóry suchej, wrażliwej, atopowej, skłonnej do podrażnień i alergii.
Kolor kostki myjącej z upływem czasu może ulec zmianie, szczególnie pod wpływem promieni słonecznych. Jest to zjawisko naturalne i nie ma wpływu na jakość produktu.
Produkt odpowiedni dla każdej grupy wiekowej. Polecany do stosowania od pierwszych dni życia.
Kostka jak widzicie jest jednolita w kolorze kremowym. Jest bezzapachowa więc nie będzie nikogo drażnił jej zapach. Na co dzień używa jej mój syn, który niestety po zapachowych mydłach czy żelach ma ogromnie przesuszoną skórę, która z czasem łuszczy się i swędzi.
Mydełko fajnie się pieni, jest wydajne, łatwo się spłukuje. Pozostawia po sobie fajnie nawilżoną skórę, jednak lepszy efekt uzyskuje się stosując np. balsam nawilżający tej samej marki.
Kuba od kiedy używa tego mydła nie narzeka na swędzenie, nie budzi się w nocy, nie drapie - dzięki czemu wygląda zdrowo i dobrze. Do tej pory często nosił na ciele szramy od drapania się, a nawet strupki - które powstały od nadmiernego drapania. To już jednak przeszłość - dzięki temu mydełku.
Jest to kolejny produkt marki Allerco, który sprawdził się u mnie w domu w 100%. Polecam osobom ze skórą wrażliwą, suchą czy atopową - na pewno ukoi Wasze podrażnienia.
Znacie produkty tej marki? Używacie mydeł w kostkach? 

Maseczki Animal od SNP

Prezent / współpraca barterowa

Maseczki Animal od SNP

Maseczki w płachcie zrewolucjonizowały świat kosmetyków. Ich użycie jest o wiele łatwiejsze i czystsze od ich poprzedniczek. Kto lubi domywać buzię po maseczkowym relaksie? Ja, gdybym mogła to tę część mojego domowego SPA bym omijała za każdym razem. W taki właśnie sposób trafiłam na maseczki Animal od koreańskiej firmy SNP. Przetestowałam trzy warianty: Animal Panda Whitening Mask, Animal Tiger Wrinkle Mask, oraz Animal Dragon Soothing Mask. W tym poście przedstawię Wam każdą po kolei i opowiem o moich wrażeniach po stosowaniu.


Pod nóż pierwszą weźmiemy maseczkę Animal Tiger Wrinkle Mask.

Animal Tiger Wrinkle Mask.

SNP Animal Tiger Wrinkle Mask to przeciwzmarszczkowa maseczka do twarzy z nadrukiem tygrysa. Maska na tkaninie sprawdzi się dla skóry dojrzałej, ze zmarszczkami i pozbawionej elastyczności. Sheet mask zawiera nawilżającą wodę kokosową, ekstrakt z jagód acai oraz olej z wiesiołka dwuletniego. Maska poprawia elastyczność skóry, ujędrnia, zmniejsza zmarszczki, nadaje blasku, nawilża, odżywia oraz wzmacnia warstwę ochronną skóry. Barwniki, z jakich wykonany jest nadruk na masce są bezpieczne.
Sposób użycia: Po oczyszczeniu i tonizacji ostrożnie rozpakuj i nałóż maskę na twarz na 15-20 minut. Po upływie określonego czasu, zdejmij maskę, delikatnie wklep pozostałość esencji w skórę aż do całkowitego wchłonięcia. Następnie przystąp do pozostałych kroków swojej pielęgnacji.

Maska ta wizualnie najbardziej mi się spodobała. Jeśli chodzi o użycie, to jestem pod wrażeniem wszystkich trzech- wystarczy wyjąć ją z folii ochronnej i nałożyć na buzię. Zero wysiłku, stresu przed ubrudzeniem i efektów ubocznych. Po nałożeniu buzia fajnie się chłodzi, nie piecze i fajnie chłonie płyn, którym pokryta jest płachta. Po około 20 minutach maseczka jakby wysycha więc wiem, że mogę ją już zdjąć z twarzy. Resztki płynu wmasowuję w skórę. Co zauważyłam po zastosowaniu? Moja cera jest nawilżona w przesuszonych miejscach, odżywiona i nabrała blasku. Oczywiście nie zauważyłam działania na zmarszczki, które gdzieniegdzie już posiadam- myślę, że taki efekt można uzyskać po wielokrotnym stosowaniu.

Kolejna, którą wzięłam pod lupę jest Animal Dragon Soothing Mask.

Animal Dragon Soothing Mask.

Maska ta ma silne działanie wygładzające. Zawarte w niej składniki pochodzenia roślinnego takie jak woda kokosowa, lukrecja, ekstrakt z Rdestowca ostro-kończystego poprawiają witalność skóry, sprawiają, że zaczerwieniona i wrażliwa cera będzie gładka. Kokosowa Woda skutecznie uzupełnia wilgoć, zawiera wysokie poziomy istotnych elektrolitów i potasu. Maska rewitalizuje cerę, pozostawiając ją promienną i sprężystą.

Ten wariant zachwycił mnie swoim zapachem. Pachnie zieloną herbatą. Bardzo delikatnie i świeżo. Kiedy nałożyłam ją na twarz poczułam natychmiastowe ukojenie i przyjemny chłód, który sprawił, że natychmiastowo się zrelaksowałam. Wzór maski przypadł do gustu również mojej rocznej córeczce, która patrząc na mnie cały czas się śmiała.
Po określonym w instrucji czasie zdjęłam ją i wklepałam resztę płynu w skórę mojej twarzy. W tym przypadku moja twarz była bardziej napięta, jędrna i gładka. Tak, jakbym robiła sobie dobry peeling twarzy. Jestem bardzo zadowolona z efektu jaki przyniosła. Nie spodziewałam się, że zwykła maseczka może tak fajnie zadziałać na skórę.

Ostatnia pozycja, to Animal Panda Whitening Mask.

Animal Panda Whitening Mask

Ma silne działanie rozjaśniające. Rewitalizuje cerę, pozostawiając ją promienną i sprężystą. Formuła produktu zawiera wodę kokosową, wyciąg z kory morwy papierowej, dodatek niacyny, które poprawiają witalność skóry i sprawiają, że szorstka cera staje się gładka i promienna. Kokosowa Woda skutecznie uzupełnia wilgoć, zawiera wysokie poziomy istotnych elektrolitów i potasu. Maska rewitalizuje cerę, pozostawiając ją promienną i sprężystą.

Tą maskę wypróbowałam na samym końcu. Motyw Pandy bardzo przypadł mi do gustu, więc zostawiłam ją na specjalną okazję- mianowicie powrót z wakacji i odprężenie się w wannie. Nałożyłam maskę na twarz i ułożyłam się w gorącej kąpieli. Mam wrażenie, że ta maska wyschła na mojej twarzy najszybciej. W trakcie jej stosowania nie czułam żadnych nieprzyjemnych działań typu pieczenie czy swędzenie, zapach nie drażnił mojego nosa, chociaż nie podoba mi się tak jak w przypadku maski Smoka.
Po ściągnięciu od razu zauważyłam różnicę w kolorycie mojej cery. Drobne przebarwienia jakby się rozjaśniły, małe zaczerwienienia, które posiadałam zniknęły. Wyglądam po niej na wypoczętą i rozpromienioną- nawet mój mąż zauważył zmiany na twarzy- więc efekt musi być prawdziwy.

Dlaczego maski w płachtach są lepsze od tradycyjnych?
- nakładanie maski na twarz jest szybsze, łatwiejsze i przyjemniejsze niż tradycyjnych masek
- dzięki swojemu kształtowi i specjalnymi dziurkami na oczy, usta i nos doskonale przylega do twarzy
- dzięki temu, że maseczka jest dobrze nasączona składnikami aktywnymi oraz przylega do twarzy, widoczne rezultaty są jeszcze lepsze: składniki równomiernie rozprowadzają się na skórze twarzy i pozostają na niej na dłużej
- gdy zdejmiesz maskę z twarzy od razu zauważysz widoczne efekty, ale też maska nie pozostawi żadnych tłustych śladów

Naturalne znaczy lepsze?

  • piękny i zdrowy wygląd
  • bogactwo wyboru kosmetyków - wbrew pozorom jest duży wybór kosmetyków naturalnych do pielęgnacji ciała, twarzy, włosów. Na pewno znajdziesz coś dla siebie.
  • mogą być stosowane przez całą rodzinę
  • proste składy i formuły - kosmetyk naturalny to produkt otrzymany niemal wyłącznie ze składników pochodzenia naturalnego: roślinnego, zwierzęcego lub mineralnego użytych bez obróbki chemicznej
  • składniki naturalne są lepiej przyswajane i wchłaniane przez skórę
  • kosmetyki mają na celu zachowanie jak największej ilości wartości odżywczych i pielęgnacyjnych
  • kosmetyki naturalne pozbawione są niebezpiecznych substancji chemicznych
  • są bezpieczne dla zdrowia
  • używając kosmetyków naturalnych dbasz o środowisko
  • kosmetyki naturalne nie potrzebują wykonywania żadnych testów na zwierzętach i najczęściej posiadają najważniejsze certyfikaty jakości


Podsumowując stosowanie tych trzech maseczek śmiało mogę stwierdzić, że spełniają swoje zadania i naprawdę działają. Na pewno sięgnę po nie jeszcze nie raz.


3 ksiązki, które wręczyłam pod choinkę mojemu tacie - Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA

Współpraca recenzencka / promocja

3 ksiązki, które wręczyłam pod choinkę mojemu tacie - Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA

W moim rodzinnym domu od dawna najlepszym prezentem osobie bliskiej była książka. Na stronie Wydawnictwa Nasza Księgarnia znalazłam kilka pozycji, które musiały znaleźć się pod choinką jako prezent dla mojego taty. 

Mój tato jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych - na wydziale malarstwa i rzeźby. Aktualnie uczy młodzież rysunku i malarstwa. Wykłada również historię sztuki - więc jedna z tych pozycji nada się w sam raz - do pracy. A jest nią książka Michaela Birda "Gwieździsta noc Vincenta i inne opowieści" historia sztuki dla dzieci




W swoim przewodniku, bogato ilustrowanym i napisanym obrazowym, żywym językiem, Michael Bird zabiera nas na niezwykłą wyprawę. Wyruszymy w tę podróż z prehistorycznej jaskini, w której powstawało malarstwo naskalne, a skończymy ją wśród awangardy XXI wieku. Po drodze spotkamy oczywiście Vincenta van Gogha, Fridę Kahlo, Leonarda da Vinci, Jacksona Pollocka, Claude’a Moneta czy Pabla Picassa, lecz także mniej znanych w kulturze zachodniej artystów chińskich, japońskich, arabskich czy nawet azteckich… Gotowi do drogi? Przed nami czterdzieści tysięcy lat historii sztuki!
Książka wydana jest w przepiękny sposób. Jest gruba, w twardej oprawie - a na okładce tytułowy Vincent Van Gogh. Mnie zachęciła do wrzucenia jej do koszyka. Jest bardzo ciekawie zrobiona, pełna przeróżnych ciekawostek, obrazków i zdjęć.





Mój tata bardzo ucieszył się z tej książki. Przyznał, że oglądał ją już w księgarni i odłożył - żeby kupić ją w następnym miesiącu. Cieszę się, że trafiłam z prezentem.

Oprócz zainteresowania sztuką, mój tata jest znakomitym kucharzem. Wiem, że nie potrzebne są dla niego książki kucharskie, bo ma je wszystkie "w głowie" - zawsze wymyśli coś z niczego. Kiedy jednak zobaczyłam pozycję "Retro Kuchnia" - stwierdziłam, że fajnie będzie przypomnieć mu najlepsze lata jego życia i dania, które zajadał razem z moją mamą - książką. 




Anna Włodarczyk, pasjonatka gotowania i fotografii, opowiada o kuchni przedwojennej, którą wbrew pozorom wiele łączy ze współczesną: bogactwo smaków i składników, zapożyczenia gastronomiczne z innych państw, zwyczaje kulinarne. Ówczesnym gospodyniom znane były produkty, które my jeszcze niedawno uznawaliśmy za nowinki. Na przedwojennych stołach pojawiały się takie potrawy jak amerykańska zupa z ostryg, pilaw turecki, włoskie pasty czy francuskie suflety. Niektóre powszechnie używane niegdyś składniki na nowo odkrywamy dopiero teraz, w drugiej dekadzie XXI wieku – topinambur, tak kiedyś lubiany, właśnie wraca do łask, podobnie jak brukiew czy skorzonera. W książce znalazło się ponad 100 najróżniejszych przepisów , m.in. na lekki różowy tarator, zupę ludzi pracujących, "zupę nic", pasztety i pieczenie, forszmak, podczos, pierogi, knedle, leguminy, suflety, zefiry, lody, magdalenki, strudle, torty, ocet, pikle, konfitury i nalewki, kruszon, orszadę i podpiwek kawowy. Poza przepisami autorka podaje wiele informacji na temat ówczesnego świata, przedwojennej kulinarnej codzienności i problemów dawnych gospodyń.
Sama z przyjemnością książkę od niego pożyczę i ugotuję coś według przepisów z jej wnętrza. 




W wolnym czasie mój tata zajmuje się modelarstwem, ale jesienią uwielbia jeździć na grzyby. Co roku jeździmy i zbieramy przeróżne okazy, które później suszymy, marynujemy czy mrozimy. 
Pozycja "Grzyby" wydała mi się interesująca, więc postanowiłam dorzucić ją do gwiazdkowych prezentów. 



Książka jest na prawdę bardzo ciekawie wydana. Znajdziemy w niej ciekawostki o grzybach i ich zastosowaniu, a nawet kilka przepisów.

Są wszędzie. Na lądzie, w wodzie, pod ziemią, na drzewach, w twoim przewodzie pokarmowym, w lodowce i na skórze. Mogą być trujące i lecznicze, osiągać zawrotne ceny, świecić i wabić elfy – przynajmniej według niektórych legend… Robi się z nich lampy, krzesła, portfele, buduje domy… I kto wie, do czego jeszcze będzie można je wykorzystać, skoro do tej pory udało się opisać tylko 7% gatunków grzybów? To najbardziej niedoceniane, różnorodne i tajemnicze organizmy na Ziemi. 





Wydana jest bardzo ładnie, jest duża, w twardej oprawie i bardzo kolorowa - co przyciąga spojrzenie nie tylko dorosłych, ale i... dzieci :) 

Tą książkę zamówię również do domu dla siebie. Mój syn bardzo się nią zaciekawił i myślę, że będzie to świetny prezent właśnie dla niego - czytając takie książki może się wiele nauczyć i zapamiętać dużo ważnych rzeczy. 

Jeśli szukacie książek ciekawych, ładnie wydanych i w dobrych cenach, z pewnością na stronie Wydawnictwa Nasza Księgarnia takie znajdziecie.

Czytacie książki? Kupujecie pozycje zawierające różne ciekawostki? Czy korzystacie z książek kucharskich? 

Wzmacniający szampon micelarny NIVEA - polecany do włosów łamliwych i wrażliwej skóry głowy

Prezent / współpraca barterowa

Wzmacniający szampon micelarny NIVEA - polecany do włosów łamliwych i wrażliwej skóry głowy


Dzięki temu, iż należę do grona przyjaciółek NIVEA, co jakiś czas otrzymuję paczkę z nowością. Tym razem znalazłam w niej wzmacniający szampon micelarny. Jak sprawdził się u mnie i czy jestem z niego zadowolona - o tym dowiecie się czytając ten post.



Z szamponem micelarnym nigdy nie miałam styczności więc takie rozwiązanie to dla mnie zupełna nowość, więc testów byłam bardzo ciekawa. Czym w ogóle jest szampon micelarny i jakie jest jego zadanie?

Szampon micelarny to szampon, który ma skuteczne i zarazem delikatne działanie pielęgnacyjne. Pozwala bowiem na dogłębne oczyszczenie bez podrażnień, dlatego ma dobre opinie wśród osób z delikatnymi włosami i wrażliwą skórą głowy. Zawiera on mikroskopijne kuleczki zwane micelami. Micele to cząsteczki, które jednocześnie wychwytują tłuszcz i łączą się z wodą - przyciągają zabrudzenia, zamykają je w sobie, i usuwają z włosów podczas spłukiwania. Micele nie naruszają przy tym warstwy hydrolipidowej włosów i skóry głowy, czyli ich bariery ochronnej. Szampon micelarny działa więc na tej samej zasadzie co płyn micelarny.





Wzmacniający Micelarny Szampon NIVEA® wzbogacony o lilię wodną:
  • bardzo łagodnie oczyszcza nie podrażniając skóry głowy,
  • wzmacnia włosy by były bardziej elastyczne,
  • chroni naturalne pH skóry głowy.
Micelarna technologia zastosowana w szamponie zawiera łagodnie i głęboko oczyszczające micele, które skutecznie usuwają zanieczyszczenia i pozostałości kosmetyków, jednocześnie dbając o zdrowie włosów i skórę głowy.

Nie zawiera silikonów, parabenów i barwników.

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Nymphaea Odorata Root Extract, Lanolin Alcohol (Eucerit®), Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Glyceryl Gucoside, Panthenol, Polyquaternium-10, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Glycerin, Citric Acid, Sodium Benzoate, Propylene Glycol, Citronellol, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Alcohol, Parfum.


Szampon zamknięty jest w przezroczystej tubie z różową nakrętką. Szata graficzna jest bardzo skromna co bardzo mi się podoba. Nie lubię przesadzonych grafik na kosmetykach. Logo marki widoczne z daleka - cieszy oko - bo od lat jest niezmienne ;)

Nakrętka szamponu jest jego dozownikiem, należy ją delikatnie przycisnąć w wyznaczonym miejscu i naszym oczom pojawia się dziurka z której wydobywa się szampon. Lubię takie rozwiązania, są bardzo wygodne pod prysznicem - nawet jeśli kosmetyk wypadnie nam z rąk, to nie wyleci z opakowania.


Szampon tak jak butelka, jest bezbarwny i przezroczysty. Jego zapach jest bardzo charakterystyczny dla marki, jednak troszkę różni się od typowego zapachu NIVEA. Mimo wszystko jest to aromat bardzo przyjemny i świeży.

Płyn jest bardzo wydajny - jego niewielka ilość wystarcza na umycie moich włosów, które sięgają do łopatek. Pieni się fajnie, co mnie zaskoczyło - spodziewałam się raczej kosmetyku, który pienić się nie będzie skoro brak w nim SLS-ów. Jest to bardzo pozytywne zaskoczenie. Łatwo się spłukuje.

Po wysuszeniu moje włosy już po pierwszym użyciu były bardzo sypkie, lśniące - lejące wręcz. Nie miałam problemów z ich rozczesaniem, mimo iż nie użyłam maski ani odżywki. Efekt bardzo przyjemny dla oka, jak i dłoni :) 
Skóra mojej głowy jest niesamowicie dobrze oczyszczona - mam wrażenie, że czuję jak oddycha. Dawno nie miałam takiego efektu, dlatego też jestem bardzo zadowolona, że szampon trafił w moje ręce. Mam problem ze skórą głowy - często się łuszczy, swędzi i ciężko jest utrzymać ją w dobrej kondycji. W przypadku tego szamponu - mam wrażenie, że nie tylko usunął wszystkie zanieczyszczenia, ale dodatkowo nawilżył skalp. Zapach szamponu utrzymuje się na nich dobre kilka godzin.


Podsumowując - zachęcam Was do wypróbowania tego szamponu. Z pewnością zostanie ze mną na długi okres - jest nie drogi, łatwo dostępny, wydajny i skuteczny. 

Spotkaliście się już z tym szamponem? Czy stosujecie szampony micelarne? 

JELLY BEAR HAIR - witaminy na włosy w żelkach!

 Materiał reklamowy / Współpraca


JELLY BEAR HAIR - witaminy na włosy w żelkach!

Tych żelek pewnie nie muszę Wam przedstawiać. Jeśli jednak nie spotkałyście się wcześniej z tym uroczym opakowaniem - oto Jelly Bear Hair - witaminy na włosy w żelkach! To rozwiązanie bardzo przykuło moją uwagę, mimo iż do miłośników żelek nie należę - a wręcz przeciwnie - nie znoszę tego typu słodyczy. 


O tych żelkach czytałam mnóstwo pozytywnych opinii i byłam ciekawa, czy są prawdziwe, czy też naciągane. Dziś jestem po kuracji i chciałabym się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami. 

Jestem osobą, która nie ma zbyt dużych problemów ze swoją czupryną, dlatego też bałam się zacząć testy - w obawach o to, że nie zauważę żadnych efektów przyjmowania tych żelek. Włosy od połowy długości są rozjaśniane, mam tzw. ombre - i z tą częścią mam największy problem. Końce są suche, plączą się i nie wyglądają dobrze. Góra włosa - od nasady do farbowania - jest całkowicie naturalna - z pewnością wyglądająca zdrowiej. Moje włosy jednak były matowe - a żeby wyglądały ładnie musiałam je często spryskiwać lakierem, czy nagminnie używać odżywek, które dodatkowo obciążały mi włosy i skutkiem tego było ich szybsze przetłuszczanie. Przyjmując suplementy zawsze zależy mi na tym, aby włosy były przede wszystkim błyszczące - wyglądające po prostu zdrowo. Czy udało mi się to osiągnąć?

REWOLUCYJNA FORMA - PYSZNE ŻELKI!TROSKA O WŁOSY NIE BYŁA NIGDY TAK PRZYJEMNA!Masz dość łykania dużych, niewygodnych tabletek? Nie masz czasu, aby wcierać coś we włosy?Zapoznaj się z Jelly Bear Hair, które mają formę pysznych, pomarańczowych żelek. Połącz przyjemne z pożytecznym i miej piękne włosy!

JELLY BEAR HAIR - witaminy na włosy w żelkach!


 Zacznijmy może od tego, jakie są składniki Jelly Bear Hair?




Jak widzicie znajduje się w nich wiele witamin, które znajdujemy w suplementach diety na zdrowe włosy.  1 żelek Jelly Bear Hair zawiera m.in. 13 składników dla pięknych włosów. Biotyna, cynk, selen pomagają zachować zdrowe włosy. Miedź pomaga w utrzymaniu prawidłowej pigmentacji włosów. Korzystnie wpływa na kolor i blask włosów. Niacyna, witamina A pomagają zachować zdrową skórę. Witamina E, mangan pomagają w ochronie komórek przed stresem oksydacyjnym. Efektem przyjmowania żelek powinny być włosy zdrowsze, odżywione i bardziej lśniące. Jak wyszło w moim przypadku? Dowiecie się czytając post do końca. 

W opakowaniu znajdziemy 60 żelkowych misiaków w kolorze i zapachu pomarańczy, jednak ich smak to najprzyjemniejszych nie należy. Ja czuję w nich jakby metaliczność. Nie odpowiada mi to strasznie, co znacznie utrudniło mi to ich przyjmowanie. 

JELLY BEAR HAIR - witaminy na włosy w żelkach!

JELLY BEAR HAIR - witaminy na włosy w żelkach!

Mimo moich uprzedzeń co do smaku - starałam się przyjmować zalecaną dzienną dawkę - czyli po 2 żelki dziennie. Czasem jednak zupełnie o nich zapomniałam albo brałam tylko jedną sztukę - co przedłużyło okres testów.

Jeśli mam być szczera, to osobiście nie zauważyłam jakiejś wielkiej różnicy w jakości moich włosów. Czasem mam wrażenie, że nie da się już z nimi zrobić nic, co poprawiłoby ich kondycję. Jest jednak jedno ale!

Od kiedy skończyłam kurację - kilka osób zwróciło uwagę na moją fryzurę. Kilka koleżanek zapytało, co zrobiłam, że od nasady tak pięknie się błyszczą - czego sama wcale nie widziałam. Przeglądając zdjęcia widzę, że faktycznie różnica jest widoczna, a ja mam włosy błyszczące jak w reklamach telewizyjnych. Zmieniłam również szampon do włosów i używam znacznie mniej masek i odżywek i nie wiem co spowodowało, że moje włosy zyskały na jakości. Czytając opinie w internecie jestem skłonna powiedzieć, że to dzięki tym żelkom.

Czy do nich wrócę? Ciężko mi stwierdzić - na razie nie mam powodów, żeby sięgać po suplementy diety, bo moje problemy zniknęły. Jak napisałam na samym początku - smak nie bardzo mi podchodzi, no i żelki to moje najmniej lubiane słodycze więc nie jestem przekonana do końca. Może wrócę za jakiś czas żeby sprawdzić, czy faktycznie to one poprawiły stan moich włosów. Wtedy na pewno do Was wrócę z aktualizacją wpisu.


JELLY BEAR HAIR - witaminy na włosy w żelkach!

Najlepiej jednak będzie, jak sama wypróbujesz taką kurację i zobaczysz działanie na sobie. 


Znacie te żelki? Jakie macie o nich zdanie? Podoba się Wam rozwiązanie zamknięcia tylu składników w postaci żelków?

Zawsze można być lepszym ojcem...

Post wspierający kampanię tato.net

Większość z Was wie, że jestem mamą dwójki dzieciaków. Jaką jestem mamą - wiedzą moi wszyscy znajomi i rodzina - kiedyś śmiałam się, że urodziłam się po to aby rodzić dzieci - dla nich oddam wszystko i uwielbiam spędzać z nimi czas. 

Aktualnie żyjemy w czasach, kiedy w końcu i tatusiowie zostali zauważeni i mogą iść na urlop tacierzyński i zajmować się naszymi pociechami w domu. Mnie wychował właśnie ojciec - więc akcja o której chcę Wam pokrótce opowiedzieć, szczególnie do mnie przemawia. 

Mój syn jest dzieckiem z pierwszego małżeństwa, które szybko się rozpadło. Zostałam sama z dzieckiem i osobiście byłam matką i ojcem dla mojego syna. Obserwując go przez kilka lat życia bez ojca - widziałam dużo zachowań, które z pewnością były by inne gdyby w domu pojawił się mężczyzna. Dziś moja rodzina jest pełna, po raz drugi wyszłam za mąż, a mój małżonek wychowuje Kubę jak swojego syna i czynnie bierze udział w jego wychowaniu. Kuba od tamtej pory bardzo się zmienił i wiem, że to zasługa "męskiej ręki" w domu.

Kilka dni temu trafiłam na kampanię społeczną Tato.Net pod hasłem "Zawsze można być lepszym ojcem". Tato.Net chce przekonać ojców, że nie zależnie od tego ile w domu jest dzieci, jaką mamy sytuację życiową czy finansową - należy starać się o wyższą jakość swojego ojcostwa. 

Między innymi ze względów na postawę mojego byłego małżonka do dziecka - rozpadło się nasze małżeństwo - ja nie potrafiłam pogodzić się z tym, że K. nie ma czasu dla swojego syna. Nie chciał brać udziału w jego rozwoju, nie widział pierwszych kroków i nie słyszał pierwszych słów. Nigdy nie było go w domu. 

Gdyby wtedy istniała taka kampania społeczna, może życie potoczyło by się inaczej. Każdy tata może zacząć od poszerzania swojej wiedzy i właśnie na portalu Tato.Net rozdawana jest bezpłatna publikacja "Wspólne odkrywanie Świata". Znajdziecie tam wskazówki dla taty dzieci w wieku szkolnym.  Badania wykazują, że udział ojca w wychowywaniu dzieci jest istotnym czynnikiem przeciwdziałaniu przestępczości, z tego względu kampanię współfinansuje Fundusz Sprawiedliwości. 


Kampania ta spełnia największe marzenie milionów dzieci, które w XXI wieku dotkliwie cierpią z powodu braku ojcowskiej troski. Polecam zajrzeć na stronę kampanii i zobaczyć co tam przygotowano. Znajdziecie tam m.in WarszTaty dla ojców, serwis internetowy www.tato.net, Sieć Ojcowskich Klubów, konferencje, seminaria i szkolenia skierowane do różnych odbiorców i podmiotów oraz liczne materiały edukacyjne dotyczące zagadnień ojcowskich.

Do tej pory do akcji przyłączyli się m.in. Przemysław Babiarz, Michał Lorenc, Marek Kamiński, Radosław Pazura, Krzysztof Hołowczyc i Paweł Królikowski.

Myślę, że jest to świetna kampania i mam nadzieję, że pomoże ona uświadomić ojców (nawet jeśli miałby być to tylko jeden mężczyzna), że ich rola w wychowaniu swoich dzieci ma ogromne znaczenie.

Słyszeliście już o tej akcji? Jakie macie o niej zdanie?


FIND YOUR COLOR - JOKO - LAKIER DO PAZNOKCI


FIND YOUR COLOR - JOKO  - LAKIER DO PAZNOKCI

Paznokcie maluję przeważnie lakierami hybrydowymi. Jednak raz na jakiś czas robię sobie od nich przerwę. W tym czasie intensywnie wcieram w nie odżywki w oliwkach, ale nie lubię, kiedy są zupełnie "gołe". Na ratunek przychodzą do mnie lakiery do paznokci Find Your Color od JOKO. W dzisiejszym poście chcę Wam o nich troszeczkę opowiedzieć. 


Lakiery FIND your COLOR to gwarancja wysokiej jakości i trwałości, jak również idealne krycie, łatwa aplikacja oraz krótki czas schnięcia. Sukces tkwi w formule. Polimery winylowe zawarte w lakierze chronią płytkę oraz zapewniają trwały efekt. Idealna konsystencja bazy lakierowej, produkowanej we Francji, jest wynikiem wielu badań stabilności koloru, gęstości oraz czasu schnięcia. Charakterystyczny szeroki pędzelek typu ONE MOVE umożliwia błyskawiczne pomalowanie paznokcia za jednym pociągnięciem.  Formuła hipoalergiczna – nie zawiera szkodliwego toluenu oraz formaldehydu! Dostępne są aż w 40 odcieniach!


Takie informacje znalazłam na stronie producenta i byłam bardzo ciekawa jak lakiery sprawdzą się u mnie. 

Bardzo dawno nie malowałam paznokci zwykłymi lakierami. Odzwyczaiłam się od nich, a w porównaniu z hybrydami wypadały kiepsko. Jednak gdzieś tam w środku marzyłam, że trafię kiedyś na lakiery do paznokci, które nie będą zdrapywać się po jednym dniu od pomalowania. Jak wiecie jestem mamą dwójki dzieciaków, panią domu - praczką, sprzątaczką itp. więc prac domowych mam masę - a zwykłe lakiery nie dają rady - po zwykłym zmywaniu naczyń widzę otarcia czy odpryski. Wtedy muszę je zmywać i malować na nowo - co jest strasznie irytujące. 

Lakiery JOKO zamknięte są w zgrabnych buteleczkach o nietypowym kształcie - od razu rzucają się w oczy. Są pojemne - mieści się w nich aż 10 ml lakieru - więc dla osoby, która maluje pazurki tylko sobie - taka butelka starczy z pewnością na bardzo długo. Pędzelki są bardzo fajne - nie są za szerokie (z czym często mam problem, ponieważ mam bardzo wąskie paznokcie), ani za długie - nabierają idealną ilość lakieru na siebie - pięknie rozprowadzając go po płytce paznokciowej.




Konsystencja lakierów przypomina mi trochę rzadszą hybrydę - bo lakier jest jakby żelowy - myślę, że może to być sprawka polimerów winylowych w składzie. Podoba mi się, ponieważ nie zalałam nim ani razu moich skórek. 

Teraz najważniejsze - krycie i trwałość! Już jedno pociągnięcie pięknie kryje - lakier jest idealnie napigmentowany - spokojnie wystarczy dla osób mało wymagających. Ja z przyzwyczajenia - kładę dwie warstwy - pazurki są wtedy fajnie utwardzone i wyglądają efektownie.

Trwałość mnie ogromnie zaskoczyła - bez odprysków, gotując, piorąc i zmywając - bez użycia rękawiczek ochronnych - lakier trzymał się całe 3 dni w nienaruszonym stanie. To dla mnie bardzo długo! Z pewnością zaopatrzę się w kolejne odcienie. 

Zdjęcie paznokci zrobione było drugiego dnia po pomalowaniu:



Znacie lakiery JOKO? Malujecie pazurki zwykłymi lakierami? Jaki jest Wasz rekord utrzymania lakieru bez odprysków? 

Opowiem Ci mamo - Co robią dinozaury - EMILIA DZIUBAK - WYDAWNICTWO NASZA KSIĘGARNIA

Współpraca recenzencka / promocja

Opowiem Ci mamo - Co robią dinozaury - EMILIA DZIUBAK - WYDAWNICTWO NASZA KSIĘGARNIA

Mój 10-letni syn jest bardzo ciekawskim chłopcem. Często sięga po książki, które nie tylko fajnie się czyta, ale też czegoś uczą. Bardzo mnie to cieszy i staram się najczęściej takie pozycje przynosić do domu. Tym razem wręczyłam mu książkę z serii Opowiem Ci mamo pt. "Co robią dinozaury" ilustrowaną przez Emilię Dziubak wydaną przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia

Książka już samym wyglądem zachwyciła mnie i postanowiłam, że mój syn musi mieć ją w swojej biblioteczce. Na stronie wydawnictwa, znalazłam następujące informacje o książce:

Kudłacz i karaluch wyruszają w podróż… w czasie. Trafią do krainy dinozaurów i poznają te niezwykłe zwierzęta: olbrzymiego Riochazaura, Trematozaura, który zgubił jajo, roślinożernego Diplodoka, żyjącego w wodzie Plejozaura, Tyranozaura Rexa kłócącego się z Ankylozaurem, latające Archaeopteryxy i wiele, wiele innych. Edukacja, humor, zadania interaktywne, a przede wszystkim piękne ilustracje Emilii Dziubak sprawiają, że nie sposób przejść obok tej książki obojętnie. To znakomity prezent dla dzieci w wieku od 2 do 6 lat.



Jak napisałam na początku, mój syn ma lat 10 - więc jest starszy niż dzieci, do których kierowana jest książka - mimo to bardzo lubi ją czytać. Czytał ją już naście razy, większość tekstu zna już na pamięć, jednak nadal chętnie po nią sięga. Dlaczego?

Przede wszystkim zachęcają go do tego ilustracje - które zrobione są z dużą dokładnością. Piękne kreski, przyjazne mordki dinozaurów sprawiają, że dziecko cieszy się czytając i oglądając każdą jej kartkę. Kuba zaczął czytać ją swojej 1,5 rocznej siostrze - a ja nie martwię się, że Hania zniszczy mu książkę ponieważ strony tej pozycji wykonane są z grubszego kartonu.




Dzieci mogą w trakcie zabawy wiele się nauczyć o dinozaurach, zobaczyć jak wyglądały czy jak żyły. Sama jestem pewnymi ciekawostkami zaskoczona - więc polecam tę pozycję również rodzicom - na pewno będziecie zadowoleni, że taka książka znajduje się w Waszych zbiorach. 

Nie chcę opisywać całości, ponieważ każdemu podoba się co innego, a ja mam nadzieję, że zdecydujecie się na nią sami :) 



Odżywcza i nawilżająca maska do włosów z olejem arganowym - HRISTINA COSMETICS

Prezent / współpraca barterowa

Odżywcza i nawilżająca maska do włosów z olejem arganowym - HRISTINA COSMETICS


Od dłuższego czasu szukam kosmetyków do włosów, które sprawią, że moje przesuszone kosmyki chociaż w niewielkim stopniu odzyskają zdrowy wygląd i staną się odrobinę gładsze, przez co łatwiej będzie mi je czesać. Jakiś czas temu pokazywałam Wam dwa produkty marki Hristina Cosmetics - są to kosmetyki naturalne i do tej pory bardzo skuteczne - dziś wracam do Was z trzecim produktem, jakim jest odżywcza i nawilżająca maska do włosów. 



Na samym początku zwróciłam uwagę na opakowanie. Niby proste - a jednak przyciąga uwagę. Biel z pastelowym różem tworzy śliczną całość. Tuba mieści w sobie 200 ml kosmetyku, uważam, że jest to wystarczająca ilość. Maska ma typową dla tego rodzaju kosmetyków konsystencję - nie za gęstą, nie za rzadką, ładnie pachnie i łatwo rozprowadza się po włosach. Ja maski stosuję na pół długości włosa - na górę nie nakładam, ponieważ mam problem ze skórą głowy, która łatwo się uczula i tworzy potworny łupież.




Odżywcza i nawilżająca maseczka do włosów z olejem arganowym
Maseczka wzbogacona olejem arganowym przeznaczona do włosów suchych i wysuszonych. Włosy odzyskują witalność już po jednej aplikacji. Natychmiastowy i długotrwały efekt. Umyj włosy szamponem i spłucz, nałóż maseczkę i pozostaw na 3 – 5 minut, następnie dokładnie spłucz letnią wodą.

SKŁAD:  WODA, OLEJ JOJOBA, OLEJ ARGANOWY, MASŁO KOKOSOWE, OLEJ Z AWOKADO, KWAS ASKORBINOWY, WITAMINA A, WITAMINA E, EKSTRAKT Z KRWAWNIKA POSPOLITEGO, WOSK PSZCZELI, SUBSTANCJA ZAPACHOWA


Po pierwszym użyciu zauważyłam, że włosy po jej zastosowaniu zrobiły się bardziej sprężyste - łatwiej się je rozczesuje, są jakby dociążone - co bardzo mi się podoba, a dzięki temu lepiej się układają. 
Po kilku użyciach zdecydowanie poprawiła się jakość włosa - co prawda końcówki nadal są przesuszone - jednak potrzebują one podcięcia - jednak na całej długości bardzo się poprawiły. Są wyraźnie nawilżone, błyszczą i wyglądają zdrowo - taki efekt chciałam uzyskać. Włosy są lejące, sypkie - jednak nie puszą się a są jakby dociążone, łatwiej się układają, są mocniejsze, a ja w końcu mogę nosić je rozpuszczone.

Znacie markę Hristina Cosmetics? Macie jakieś ich kosmetyki? Czy uźywacie naturalnych kosmetyków? 

Instagram