Fotele gamingowe dla każdego gracza

ARTYKUŁ SPONSOROWANY / REKLAMA 


Żyjemy w erze komputerów i codziennością już jest czas spędzany przed komputerem. Dorośli często pracują przy komputerze, ale dzieci i młodzież również często spędzają w taki sposób czas. Odkąd sama zaczęłam kilka godzin dziennie siedzieć przy laptopie - dowiedziałam się na co zwracać uwagę kupując odpowiednie krzesło czy fotel do biurka. Świat gier czy internetu rządzi swoimi prawami, czas upływa wtedy niesamowicie szybko - jednak należy pamiętać, że nasze ciało narażone jest wtedy na kontuzje. Zbyt długi czas spędzony w pozycji siedzącej może wiązać się z przeciążeniem naszego kręgosłupa. Dodatkowo nasze nadgarstki i stawy łokciowe również są narażone na takie problemy. Dlatego bardzo ważny jest dobór odpowiedniego fotela. 

W sklepie ergoexpert.pl znalazłam ciekawe fotele biurowe, ale też trafiłam na fotele gamingowe, które przykuły moją uwagę. Tak naprawdę, żeby nie mój syn - nie wiedziałabym o istnieniu tego typu siedzisk. To on uświadomił mnie, że jego fotel zdecydowanie nie nadaje się już do użytku. Zaczęłam więc szukać czegoś, co pozwoli mu nie tylko wygodnie usiąść i w spokoju odrobić lekcje, ale również zadba o jego wygodę podczas gry na komputerze czy playstation. Oto kilka propozycji, które zwróciły moją uwagę:


  • SIGNET

W tym modelu urzekła mnie żywa kolorystyka i nowoczesny wygląd. Łatwo wpasuje się wnętrze pokoju mojego syna.





  • SIGNAL Q-103

Posiada nowoczesny mechanizm TILT, który pozwala przybrać najwygodniejszą pozycję. TILT jest podnośnikiem gazowym, dzięki któremu można dowolnie regulować wysokość siedziska, bujać się, zablokować je na odpowiedniej wysokości czy wychyleniu. 




  • HALMAR SCROLL
Ten model również wyposażony jest w mechanizm TILT i jest wyborem mojego syna. Uwielbia kolor niebieski więc myślę, że właśnie odcień zadecydował o jego wyborze.



Na dzień dzisiejszy jeszcze nie zdecydowaliśmy się na żaden model, jednak wiem, że niebawem to nastąpi. Oglądałam coś podobnego w sklepie w naszym mieście i kiedy na niego usiadłam - wiedziałam, że koniecznie muszę zainwestować w taki fotel. 

Czy Wy korzystacie z tego typu foteli? Co sądzicie o takich rozwiązaniach?

Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs 24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO

WSPÓŁPRACA BARTEROWA / PREZENT 


Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs  24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO


Uwielbiam wszelkie kosmetyki kolorowe. Całkiem niedawno w moje ręce wpadły nowe produkty marki DEBORAH MILANO - tusz do rzęs oraz błyszczyk do ust. Dziś chciałabym pokrótce Wam je przedstawić, ponieważ uważam, że są warte uwagi. 



Pierwszy z kosmetyków, który chcę opisać to błyszczyk do ust SUPER GLOSS Deborah Milano - jest to nowość w ofercie tej marki. 


Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs  24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO

Kosmetyk ten ma za zadanie zapewnić naszym ustom natychmiastowy oraz zaskakująco olśniewający połysk 3D. Jego żelowata konsystencja mocno pokrywa usta, pozostawiając je miękkie i nawilżone. Dzięki wysokiemu stężeniu pigmentu i polepszającym połysk polimerom, już za pierwszym pociągnięciem usta pokryte są pięknym kolorem i są uwydatnione. Błyszczyk Super Gloss wzbogacony jest w witaminę E i olej z granatów, nabłyszcza odżywia usta oraz chroni je przed przedwczesnym starzeniem oraz wysuszaniem.

W moim posiadaniu znalazł się odcień o numerze 04 - piękny i delikatny malinowy kolor.  


super gloss deborah milano

Jak widzicie posiada w sobie cudnie mieniące się drobinki, które nadają naszym ustom wspomniany wcześniej efekt 3D. Wyglądają pięknie, błyszczą się i są optycznie powiększone. 

Niestety, jak to w błyszczykach bywa - jego konsystencja jest klejąca - i moim zdaniem jesienią sprawdzi się jedynie u posiadaczek krótkich włosów lub pań, które je związują. Jesienna aura nie sprzyja takim produktom - wystarczy lekki wiatr i włosy wędrują nie tam gdzie trzeba, przy okazji rozmazując makijaż na ustach. Trwałość - jak to błyszczyk - dość słaba. Pigmentacja i kolor jednak skradły moje serce i sięgam po niego bardzo często. Błyszczyk nie traci koloru podczas malowania - na ustach pojawia się ten sam odcień, który widzę w urokliwym opakowaniu.


Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs  24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO

Drugi produkt, o którym chcę napisać to Ore Instant Maxi Volume Mascara Deborah Milano


Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs  24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO

Na stronie marki możemy przeczytać, że już przy pierwszej warstwie możemy uzyskać +170% objętości rzęs. Ten efekt ma zapewnić specjalnie opatentowana formuła. Szczerze? Śmiałam się kiedy to przeczytałam, bo rzadko zdarza się, żeby maskara przy pierwszym podejściu chociażby o połowę zagęściła rzęsy. Druga sprawa, która mnie przeraziła, kiedy tylko otworzyłam opakowanie to szczoteczka - jest bardzo duża - chyba największa z jaką miałam do czynienia. Ucieszył mnie jednak fakt, że jest z włosia, bo takie preferuję.


ore instant maxi volume mascara deborah milano

Sceptycznie podeszłam do pierwszego użycia, jednak efekt mnie wręcz zszokował. Szczoteczka fajnie radzi sobie z rozdzieleniem moich niesfornych rzęs - co nieczęsto się zdarza, pięknie pokrywa je od nasady aż po same końce i faktycznie wygląda, że jest ich więcej. Efekt jest dla mnie piorunujący. Na zdjęciu poniżej na moich rzęsach jest tylko jedna warstwa.


Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs  24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO

Ostatnio czytałam opinię jednej z blogerek, która pokazała zdjęcia rzęs po aplikacji tej maskary i efekt był znikomy, dlatego wydaje mi się, że wszystko zależy od tego jakie mamy rzęsy. Moje są długie, brakuje im trochę objętości - przynajmniej tak mi się wydawało. Jak widać wystarczy odpowiednia szczoteczka aby je uwydatnić. Jestem przekonana, że ten tusz znajdzie się we wpisie o hitach roku 2018 w moim makijażu.


Błyszczyk do ust Super Gloss oraz maskara do rzęs  24 Ore Instant Maxi Volume marki DEBORAH MILANO

Jestem bardzo zadowolona, że w moim domu pojawił się ten duet i z chęcią poznam bliżej inne produkty tej marki. Ja jestem na tak. A Ty? Znasz kolorówkę Deborah Milano?

Antybiotyki u dzieci – co warto o nich wiedzieć?

ARTYKUŁ SPONSOROWANY / REKLAMA 


Od prawie 11 lat jestem mamą. Możecie się domyślić, że w związku z tym przeszłam już przez wiele różnych problemów zdrowotnych moich dzieci. Syn jest alergikiem i od pierwszych dni życia ciężko chorował na zapalenia górnych dróg oddechowych. Co za tym szło? Oczywiście leczenie antybiotykiem.

Antybiotyk - to słowo wielu z Was źle się kojarzy, większość mam boi się go podawać swoim dzieciom podczas choroby - zgadza się na nie w ostateczności. Czy potrzebnie? Mądrze podane - szybko pomogą zwalczyć infekcję bez szkody dla małego organizmu.

Zacznijmy więc od tego - czym jest antybiotyk. Są to substancje, które działają na żywe drobnoustroje takie jak bakterie, pierwotniaki czy grzyby. Mogą być pochodzenia naturalnego, albo syntetycznego. Działają na kilka sposobów: hamują syntezę białek bakteryjnych, uszkadzają błony komórek bakterii, zatrzymują proces ich rozmnażania się czy upośledzają ich procesy energetyczne, co wycisza proces zapalny.

Lekarz przypisujący dziecku antybiotyk powinien poinformować rodzica o odpowiednim dawkowaniu. Wszystko zależy od wagi i wieku dziecka, które będzie go przyjmowało. Są jednak zasady, których warto się trzymać, a nie każdy lekarz Was o nich powiadomi:

Antybiotyk powinien być podawany w równym odstępie czasu (najczęściej co 8 lub 12 godzin). Podawanie go w taki sposób jest bardzo istotne. Dzięki równym odstępom, stężenie leku we krwi utrzyma się na odpowiednim poziomie. Jeśli stężenie to będzie spadać (np. pominiemy dawkę) lek może nie być skuteczny, a drobnoustroje odpowiedzialne za infekcję mogą się na ten lek uodpornić. Dlatego ważne jest wyznaczenie godzin podawania antybiotyku i trzymania się ich.

Dokładne odmierzanie dawki leku. Jak wspomniałam, lekarz dobiera ją odpowiednio do wagi i wieku dziecka. Zmniejszona może nie zadziałać, a zwiększona wywołać silne skutki uboczne jak np. biegunka, bóle brzucha, wymioty.

Antybiotyków nie rozcieńczamy mlekiem czy sokami. Kiedy podamy zawiesinę do butelki z mlekiem, a dziecko nie wypije całej porcji - nie będziemy wiedzieli jaką dawkę ono przyjęło. Dodatkowo, w mleku znajdują się składniki które zaburzają wchłanianie antybiotyków (wapń), a w sokach owocowych znajdziemy witaminy, które pomogą namnożyć się bakteriom.

Gdy dziecko zwymiotuje lek, należy podać go ponownie. Z doświadczenia wiem, jak niektóre antybiotyki źle smakują. Jeśli dziecko jest bardzo małe - ciężko jest mu wytłumaczyć, że lek mimo, że nie smaczny - pomoże wyzdrowieć. Nie raz przytrafiło się nam "zwrócenie" antybiotyku - kiedyś nie wiedziałam co w tej sytuacji zrobić i dawka była pomijana, a dziecko chorowało dłużej. Dziś wiem, że jeśli wymioty były od razu po podaniu antybiotyku, lub do godziny po tej czynności - należy powtórzyć dawkę.

Nie przerywamy kuracji na własną rękę. Najczęściej kuracja antybiotykiem trwa około 7-10 dni. Niektóre dzieci już po 3-4 dniach wracają do pełni sił, ale rodzice powinni pamiętać, że bakterie które wywołały u dziecka chorobę - w organizmie nadal są obecne. Jeśli zbyt szybko odstawimy antybiotyk - mogą ponownie namnożyć się i choroba wróci.

Nie podajemy witamin syntetycznych. Witaminy te mogą wchodzić w reakcje z antybiotykiem. Często też korzystnie działają na rozwój drobnoustrojów chorobotwórczych. Wyjątkiem jest witamina C. W czasie antybiotykoterapii najbardziej wskazane są witaminy naturalne - podawane w postaci pożywienia jak np. owoce i warzywa.

Podczas antybiotykoterapii ważna jest również higiena. Wiele rodziców nie kąpie wtedy swoich pociech - a to błąd. Jeśli lekarz nie wspomniał o zakazie kąpieli - ważne jest dbanie o czystość ciała naszego maluszka. Warto zmywać z nich wirusy, bakterie i pot, w którym znakomicie się rozwijają. W tym czasie lepiej unikać spacerów i gości - dziecko ma wtedy obniżoną odporność i łatwiej może złapać kolejną infekcję. 

Większość dostępnych na rynku antybiotyków zabija wszystkie bakterie - również te pożyteczne dla organizmu naszego dziecka, które bytują w jelitach. Dlatego ważne jest przy antybiotyku podawanie preparatów osłonowych. Taka osłona, to nic innego jak probiotyk dla dzieci, który zawiera żywe kultury bakterii. Takie produkty uzupełniają wyjałowioną florę bakteryjną jelit, czym pomagają odbudować jej równowagę. Dorosły człowiek może wspomagać się jogurtami czy kefirami (może to być niewystarczające) - niemowlę - niekoniecznie. Dlatego tak bardzo ważne jest przyjmowanie suplementów w trakcie antybiotykoterapii oraz po jej zakończeniu (ok. 7-10 dni).  

Z doświadczenia chciałabym wspomnieć, że nie każdy lekarz mówi nam o podawaniu takich suplementów dla naszych maluszków podczas wypisywania recepty na antybiotyk. Nie raz spotkałam się z pominięciem tej ważnej informacji. Nie wiem, czy było to spowodowane roztargnieniem lekarza, czy może wydawało mu się oczywiste to, że takie małe brzuszki należy wspomagać probiotykami. Kiedy mój syn był malutki - nikt nie mówił mi o takich dodatkach, a on - cierpiał. Pamiętam sytuacje, kiedy skarżył się na bóle brzucha czy często chodził do toalety - właśnie podczas przyjmowania antybiotyków. Dziś wiem, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu - i za każdym razem kiedy otrzymujemy antybiotyk w aptece proszę o probiotyki dla dzieci. Mam wtedy spokojniejszą głowę, a moje dzieci lepiej przechodzą antybiotykoterapię.

Czy pamiętacie o podawaniu probiotyków dla dzieci podczas antybiotykoterapii? Czy wiedzieliście o wszystkich tych zasadach?



Freedom Pro Brow Pomade, Revolution Pro Eyebrow Cushion oraz Bell Stay On Brow - porównanie 3 pomad do brwi

PACZKA PR / PREZENT 

Freedom Pro Brow Pomade, Revolution Pro Eyebrow Cushion oraz Bell Stay On Brow - porównanie 3 pomad do brwi


Kiedyś w swoim makijażu pomijałam moje brwi - przez co wyglądałam... śmiesznie. Wcześniej nie zwracałam uwagi na to jak wyglądają. U kosmetyczki hennę i regulację robiłam dwa razy w życiu (!) i obiecałam sobie, że więcej tego nie zrobię. Czemu? Raz dostałam okropnego uczulenia z którym długo walczyłam, a kolejny raz kosmetyczka zrobiła mi brwi ciemne jak heban. W efekcie czego wyglądałam komicznie. Od tamtej pory wszystko robię sama - może nie perfekcyjnie, ale uczę się i za każdym razem wychodzi mi to lepiej.



Na hennę jednak - nie decyduję się zbyt często - jak wspomniałam - w tym temacie mam skłonność do alergii i szukam takiej, która bez podrażnień zmieni kolor moich brwi. Tak więc, aby nadać moim brwiom kolor, który jest dla mnie odpowiedni - używam pomad. W dzisiejszym wpisie chcę pokazać Wam trzy, które miałam okazję testować. Marki, które tu zobaczycie to Freedom, Revolution i nasz polski Bell

Swoje porównanie zacznę od ostatniej pozycji, czyli Bell Stay On Brow - w odcieniu Brunette


Bell Stay On Brow

Produkt ten dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych:

  • BLONDE - dla blondynek
  • BRUNETTE - dla brunetek
Cena: 9,99 zł w Strefie Piękna w dyskontach Biedronka.

Pomada jak widzicie zamknięta jest w słoiczku, który wykonany jest z plastiku bądź podobnego tworzywa. Jest zakręcany, można więc wygodnie się do niego dostać.
Konsystencja jak dla mnie zbyt rzadka - powiedziałabym, że jest lekko żelowa, dość miękka, więc na pędzelek nakłada się jej nadmiar. Na początku myślałam, że może w mojej łazience jest zbyt ciepło i to powoduje jej zmiękczenie, bo czytając opinie w sieci nie trafiłam na podobną do mojej. Przeniosłam więc pomadę w inne, chłodniejsze miejsce, jednak nie zmieniła ona swojej konsystencji. Denerwuje mnie to, ponieważ lekko zamoczę pędzelek a na jego czubku znajduje się zbyt dużo produktu, przez co ciężko mi nią pracować. Za każdym razem staram się później rozczesać brwi, żeby wyglądały jakoś po ludzku - jednak pomada szybko zastyga i nie mogę już z nią nic zrobić. Dodatkowo mam wrażenie jakbym posmarowała je żelem do włosów - włoski są sztywne co mnie okropnie denerwuje. Trwałość jest bardzo dobra - nawet za dobra - mój płyn micelarny ledwo sobie z nią radzi i aby wymyć ją dokładnie - muszę mocno trzeć, przez co wyrywam sobie moje i tak rzadkie brwi.
Nawet po zdjęciu możecie stwierdzić, że niestety mojego serca nie podbiła - zużycie jest naprawdę niewielkie i pewnie oddam ją komuś, kto będzie jej używał.

Druga pomada, którą wzięłam pod lupę jest nowość Revolution PRO Eyebrow Cushion w odcieniu Soft Brown

Revolution Pro Eyebrow Cushion


Pomada do brwi w formie wygodnej gąbeczki cushion. Produkt pozwala na podkreślenie łuku brwiowego i wypełnienie wszelkich luk we włoskach. Formuła pomady posiada wysoki stopień pigmentacji. Jest odporna na ścieranie i rozmazywanie.
Produkt zawiera wygodne lusterko. 
Dostępna w 8 odcieniach. 
Soft Brown - dla brwi w kolorze ciepłego, jasnego brązu. 
Cena: ok. 25 zł
W przypadku tego produktu zaskoczyło mnie opakowanie. Zamykane na zatrzask, z lusterkiem w środku i plastikowym zabezpieczeniem, które trzeba odchylić w celu dostania się do samego kosmetyku.
Na pierwszy rzut oka myślałam, że to co widzę we wnętrzu to po prostu pomada - w takiej śmiesznej konsystencji. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy dotknęłam jej pędzelkiem i okazało się, że to gąbeczka. Po przyciśnięciu jej na pędzelku pojawia się kosmetyk, który przenosimy bezpośrednio na brwi. Jak możecie się domyślić, w tym przypadku będzie ciężko o nałożenie nadmiaru kosmetyku na pędzel - więc nie miałam problemu z nabraniem odpowiedniej ilości. Kolor bardzo mi przypadł do gustu, a efekt moim zdaniem jest bardzo naturalny. Zastyga dość szybko - jednak daje się ładnie rozprowadzić zanim to się stanie. Trwałość bardzo dobra - cały dzień bez poprawek, zmywa się ładnie - każdym moim kosmetykiem do demakijażu.

Ostatnia pomada, to Freedom Pro Brow Pomade w odcieniu Soft Brown
Freedom Pro Brow Pomade

Pomada do brwi przeznaczona jest do stylizacji brwi, w celu podkreślenia kształtu i łuku brwiowego. Bardzo dobra pigmentacja sprawia, że wystarczy odrobina produktu aby uzyskać zadowalający efekt
Produkt dostępny w 11 odcieniach.
Cena: ok. 24 zł 
Tą pomadę zostawiłam sobie na koniec, ponieważ należy do moich hitów. Stosuję ją już drugi rok i żaden produkt do brwi nie był w stanie jej przebić. Dlaczego tak mnie zachwyciła?
Zamknięta w szklanym słoiczku i podobnie jak Bell - jest zakręcana, dzięki czemu łatwo i szybko możemy się do niej dostać. Konsystencja jest dość twarda i zbita - jednak dzięki temu - maczając w niej pędzelek - nie nałożę nadmiaru. Pigmentacja jest bardzo dobra, ładnie podkreśla brwi, ale również trzyma je na swoim miejscu przez długi czas. Po nałożeniu można ją jeszcze porozcierać w miejscach pożądanych - zastyga dopiero po kilku minutach.
Trwałość również jest bardzo dobra - podobnie jak ta od Revolution trzyma się cały dzień bez poprawek. 
Cena w sieci waha się - jednak jest to koszt około 20 zł. Aktualnie w sklepie Strefa Urody - dostępna jest w promocji za 9,99 zł, więc jeśli Cię zainteresowała, to warto kupić ją właśnie teraz. Dodatkowo możesz wykorzystać mój kod rabatowy, który da Ci 10% zniżki na całą zawartość koszyka - ważny jest do końca października, więc masz jeszcze trochę czasu na jego wykorzystanie. 
Kod to:  ZUZA826JESIEN.

Na koniec chcę pokazać Wam zdjęcia swatchy pomad na dłoni, oraz efekt na brwiach (wiem wiem, nie umiem malować 😂).

Freedom Pro Brow Pomade, Revolution Pro Eyebrow Cushion oraz Bell Stay On Brow - porównanie 3 pomad do brwi

Freedom Pro Brow Pomade, Revolution Pro Eyebrow Cushion oraz Bell Stay On Brow - porównanie 3 pomad do brwi

Freedom Pro Brow Pomade, Revolution Pro Eyebrow Cushion oraz Bell Stay On Brow - porównanie 3 pomad do brwi

Moim zdaniem najlepiej prezentuje się i spisuje pomada Freedom, na drugim miejscu jest nowość Revolution Pro, a trzecie miejsce - gdyby było niższe, to z pewnością takie by było - Bell. 

Wiem, że znajdą się zwolennicy jak i przeciwnicy każdej z nich, dlatego też nie uważam, że któraś z nich to bubel - każdy ma swoje potrzeby i wymagania i według nich je ocenia. 

Znacie którąś z tych pomad? Macie swojego ulubieńca w tym temacie? 

K.Bromberg "Mój zawodnik" - recenzja

WSPÓŁPRACA RECENZENCKA / PREZENT 

K.Bromberg "Mój zawodnik" - recenzja


Na początku książki poznajemy Eastona Wilder'a - gwiazdę baseball'u. Sport, to całe życie tego mężczyzny. Pasja, walka, adrenalina czy krzyk kibiców sprawia, że Easton czuje, że żyje. Niestety spotyka go niespodziewana kontuzja, która wyklucza go z boiska. Po 3 miesiącach rehabilitacji fizjoterapeuci nie dopuszczają go do gry. Klub zatrudnia więc nowego i bardzo szanowanego doktora Daltona. Jednakże na pierwszej sesji niespodziewanie, zamiast niego - pojawia się jego córka - Scout.



Easton nie wierzy, że dziewczyna jest zatrudnionym fizjoterapeutą i bierze ją za striptizerkę, którą - jak podejrzewa - zamówili mu koledzy z drużyny dla żartów. Nie pozwala dziewczynie dotknąć swojego sfatygowanego ramienia, nie słucha jej tłumaczeń i w ogóle nie bierze jej na poważnie. 

Scout jest młodą, śliczną, zadziorną i pełną ogromnego wdzięku kobietą. Dodatkowo, doskonale zna się na fizjoterapii, a Eastonem zajmuje się na życzenie swojego ojca - dr. Daltona. Szybko jednak, zdaje sobie sprawę, że będzie to trudne do wykonania zadanie, bo zawodnik okazuje się najbardziej pociągającym mężczyzną jakiego widziała w życiu, a pożądanie w tym wypadku jest niedopuszczalne. Dodatkowo czuje na sobie presję, musi udowodnić, że jako kobieta z powodzeniem może prowadzić rehabilitację sportowca i przywrócenie go na boisko. 


K.Bromberg "Mój zawodnik" - recenzja

Dla fizjoterapeutki pacjent ma pozostać zakazanym owocem. Ma pozostać - ale to nie takie proste. Zawodnik ma bowiem tak cudownie umięśnione ciało, gładką, jedwabiście ciepłą skórę, przedziwne oczy, w które Scout mogłaby się wpatrywać bez końca. Jest psotny i bezczelny, a chwilami słodki i bezbronny. Kiedy dziewczyna dotyka Eastona, cały czas balansuje na krawędzi. Niepostrzeżenie rozkręca się spirala pragnień, wszelkie granice zostają przekroczone, a kolejne bazy zdobywane raz po raz... Rozpoczyna się niezwykły, ekscytujący i najbardziej emocjonalny mecz, jaki kiedykolwiek miałaś okazję oglądać.


K.Bromberg "Mój zawodnik" - recenzja

Książka napisana jest w ciekawy sposób. Chemia między bohaterami jest wyczuwalna, jednak nie jest to historia naciągana czy przesłodzona. Autorka dużą uwagę zwraca na zaufanie, która jest podstawą w tego typu relacjach. Potrafiła zbudować napięcie w taki sposób, że chętnie przeczytałam ją jednym tchem. Trochę zaskoczył mnie koniec - nie spodziewałam się takiego obrotu spraw - szokująca wiadomość sprawiła, że sama wkręciłam się w tą historię tak, jakbym była w niej z bohaterami. Pani Bromberg tak fantastycznie potrafi przekazać emocje, że stają się one wręcz namacalne. Rozgrzewa serce, rozpala wyobraźnię i uwodzi opowiadaną historią. 

Pozycja ta jest dopiero początkiem dobrze zapowiadającej się serii. Nie mogę doczekać się kolejnych części i dalszego biegu wydarzeń. 

Jest to moja pierwsza książka tej autorki, jednak z pewnością nie ostatnia. Z chęcią sięgnę po inne powieści, które mam nadzieję, są równie emocjonujące co ta.

Pozycję "Mój Zawodnik" możecie zamówić bezpośrednio u wydawcy. Dziękuję za możliwość poznania tej książki :)



Instagram