NOWOŚĆ! Rimmel metaliczny eyeliner i cień 2 w 1 Wonder'swipe

PACZKA PR / PREZENT 

NOWOŚĆ! Rimmel metaliczny eyeliner i cień 2 w 1 Wonder'swipe

Kreska na powiece z idealnie wyciągniętym zewnętrznym kącikiem, to już symbol klasycznego makijażu oka. Aby uzyskać efekt idealnej kreski, dobrze zaopatrzyć się w odpowiedni eyeliner. Do wyboru mamy ich różne rodzaje. Kiedy wybierzemy jego rodzaj, decydujemy się też na jego odcień. Przeważnie wybór pada na kolor czarny. Czasem jednak warto zaszaleć. Kolorowe, metaliczne eyelinery w cudowny sposób zamienią tradycyjny makijaż w coś wyjątkowego i oryginalnego.

Dziś przychodzę do Was z recenzją nowych eyelinerów marki Rimmel - Wonder'swipe. Nie są to zwykłe eyelinery, które malują kreski. Wonder'swipe, to kosmetyk 2 w 1, ponieważ chwilę po namalowaniu linii - można ją z łatwością rozetrzeć, uzyskując efekt cienia do powiek. Zdziwieni? Ja trochę tak. 
Niezwykła innowacja, PIERWSZA NA RYNKU! Formuła 2-w-1, która za jednym pociągnięciem palca przekształca się z metalicznego eyelinera w ultra połyskujące cienie do powiek. 


NOWOŚĆ! Rimmel metaliczny eyeliner i cień 2 w 1 Wonder'swipe

Jak widzicie na zdjęciu, seria składa się z 12 różnych odcieni. Wybór jest spory, więc myślę, że każda z Was znajdzie tu odpowiedni kolor dla siebie.
  • 001 Slay 
  • 002 Instafamous
  • 003 Ballin'
  • 005 Yassss
  • 007 Crave me
  • 009 Mega Hottie
  • 010 Cool AF
  • 011 Don't Be Shock
  • 012 Kha-Ching
  • 013 Front Stage
  • 014 Fashun
  • 015 Locked'And'Loaded

Swatch eyeliner rimmel wonder'swipe

Eyelinery zamknięte są w typowych buteleczkach dla tego rodzaju kosmetyku. Co mnie urzekło - nakrętki są w kolorze, który znajdziemy wewnątrz opakowania, dzięki czemu szybko odnajdziemy ten, którego potrzebujemy. Zakręcają się szczelnie i nie ma możliwości, aby coś nam się wydostało na zewnątrz. Pędzelek jest w moim ulubionym kształcie - nie jest zbyt długi, czego nie znoszę w eyelinerach i bardzo precyzyjnie można nim namalować równą kreskę na powiece. Dodatkowy plus to jego elastyczność - jak wiecie - za miękkim pędzlem ciężko jest malować, a zbyt sztywnym - mogą wyjść "kanciate" kreski. 

NOWOŚĆ! Rimmel metaliczny eyeliner i cień 2 w 1 Wonder'swipe

NOWOŚĆ! Rimmel metaliczny eyeliner i cień 2 w 1 Wonder'swipe

Na swatchach możecie zobaczyć jak mocną mają pigmentację, kolory są niemalże identyczne jak na nakrętkach co mnie ogromnie zaskoczyło. Do tej pory kolorowe eyelinery które miałam możliwość stosować, bardzo traciły na kolorze podczas aplikacji. Tutaj nie ma tego problemu. Formuła tych produktów z łatwością daje się rozetrzeć opuszką palca, a następnie zastyga. Tak więc jeśli chcecie zastosować eyeliner jako cień - musicie rozetrzeć go od razu po aplikacji, bo stygnie dość szybko. Powieka uzyskuje dzięki temu przepiękny, metaliczny odcień.

Trwałość Rimmel Wonder'Swipe jest zadowalająca. Kreski na powiekach  trzymają się dobre kilka godzin. W moim przypadku było to raz 6, a raz 8. Myślę, że jest to zależne od tego w jaki sposób zachowujecie się w ciągu dnia. Osobiście mam manię tarcia oczu na której się łapię - tak więc sama sobie szkodzę i nieświadomie rozcieram swój makijaż. Bez żadnego ruszania, spokojnie wytrzyma cały dzień. 

Jak prezentuje się na oku? Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć dwa odcienie z tej kolekcji. Na powiekę, jako bazę położyłam 003 Ballin' i roztarłam go, żeby zobaczyć jak sprawdzi się w przypadku stosowania jako cień. Kreskę zrobiłam numerem 012 Kha-Ching. Jestem ogromną fanką koloru zielonego i ten odcień mnie zachwycił. Przepięknie podkreślił kolor moich tęczówek, a słońce w cudowny sposób odbijało się od tysiąca drobinek, które znajdują się w kolorze. Ten makijaż wytrzymał 8 godzin, tak więc śmiało mogę Wam polecić te magiczne eyelinery.


Jestem zachwycona i cieszę się, że w mojej kosmetyczce znalazło się wszystkie 12 odcieni. Z przyjemnością będę je codziennie stosowała, dodając kolorowy akcent do mojego makijażu. Marka Rimmel kolejny raz u mnie zapunktowała i coraz bardziej zaczynam się z nią lubić.

Moje inne wpisy z Rimmel w roli głównej:


Widzieliście już te eyelinery? Jak się Wam podobają?

NOWOŚĆ! Niewyczuwalny na skórze podkład matujący RIMMEL Lasting Matte

PACZKA PR / PREZENT 

Niewyczuwalny na skórze podkład matujący RIMMEL Lasting Matte

Wybór odpowiedniego podkładu to nie lada wyzwanie dla praktycznie każdej kobiety. Podkład Rimmel Lasting Matte, to dobry wybór w przypadku cery tłustej i mieszanej. Czy się wyciera? Czy faktycznie matuje? O tym w dalszej części wpisu.

Na samym początku chciałabym przedstawić Wam to, co znalazłam u samego producenta na temat tego podkładu:
Idealny mat, perfekcyjne krycie i skóra wyglądająca świeżo i naturalnie – jak po zastosowaniu filtrów na Instagramie. Podkład Lasting Matte ma lekką formułę, która zapewni pudrowe wykończenie Twojego makijażu. Wybierz jeden z siedmiu dostępnych odcieni podkładu Lasting Matte – Twojego nowego najlepszego przyjaciela w walce o idealną skórę!
Na stronie producenta znajdziemy wyliczenia w podpunktach, za co pokochasz ten właśnie podkład. Wpadłam na pomysł, że zrobię takie małe porównanie - napiszę Wam jakie są obietnice i jak jest w rzeczywistości. Myślę, że w ten sposób wpis będzie czytelny, a Wy dowiecie się z niego tyle ile powinniście. No to zaczynamy!


Niewyczuwalny na skórze podkład matujący RIMMEL Lasting Matte

Lekka formuła – podkład dzięki swojej lekkiej formule zapewnia skórze świeży wygląd i łatwo się nakłada. Mimo, że jest niewyczuwalny na skórze, kamufluje to co powinien, nie zatyka porów, nie gromadzi się w zmarszczkach i sprawia, że skóra wygląda na zdrową i wypoczętą przez cały dzień.

Czy tak jest naprawdę? 
Polemizowałabym.
Przede wszystkim nie zgodzę się z tym, że podkład ma lekką formułę. Jest bardzo gęsty, a pierwszej aplikacji bardzo się obawiałam. Kosmetyk wyciska się z tubki i jak widzicie na zdjęciu poniżej wcale do rzadkich nie należy, a jego gęstość od razu pokazuje, że nie będzie to nic lekkiego. Zdziwieniem był dla mnie fakt, że mimo swojej gęstości, podkład nie jest tłusty, tak więc z dalszą częścią opisu mogę się zgodzić. Nakłada się dobrze za pomocą beauty blendera - pędzlem wychodziło mi to trochę gorzej. Krycie jest dobre, jednak nie doskonałe. Myślę, że dla osób które mają umiarkowane przebarwienia, piegi, trądzik - może się sprawdzić. W moim przypadku to krycie w zupełności się sprawdza, jednak nie potrzebuję gigantycznego krycia. Dla bardziej wymagających osób potrzeba by było nałożyć jego dwie warstwy, co nie do końca wydaje mi się komfortowe i zdrowe dla skóry.  Nie zauważyłam też zatykania porów czy gromadzenia w zmarszczkach tak więc w przypadku tego stwierdzenia również mogę się podpisać.  Ładnie wyrównuje koloryt, nie tworzy na twarzy maski jeśli jest odpowiednio nałożony - myślę, że przy wspomnianych wyżej dwóch warstwach efekt był by teatralny i widoczny. 

swatch rimmel lasting matte

Długotrwałe matowe wykończenie do 12 godzin – ten podkład o konsystencji musu, na skórze przemienia się w delikatny puder, który ogranicza jej świecenie do 12 godzin i zapewnia efekt matowej skóry non stop przez cały dzień.
Trwałość podkładu mnie zaskoczyła. 12 godzin podkładu nie noszę, jednak po ośmiu godzinach moja twarz nadal wyglądała dobrze. W okolicy ust i nosa podkład trochę się przetarł, jednak nie było to mocno rzucające się w oczy, więc część z Was mogła by tego nie zauważyć. 
Konsystencja faktycznie z kremowej przemienia się w pudrową, dzięki czemu strefa T momentalnie staje się zmatowiona i nie świeci się w ciągu dnia. Podkład nie podkreśla mojego meszku na twarzy co bardzo mi się w nim spodobało. Kolejna rzecz na którą zwróciłam uwagę to jego wodoodporność. Woda spływa po nim i nie tworzy zacieków. 

Perfekcyjne krycie – krostki, rozszerzone naczynka, przebarwienia czy nierówności na skórze przestają już być dzięki niemu problemem. Podkład Rimmel Lasting Matte idealnie maskuje niedoskonałości cery, bez efektu maski.
Jak wspomniałam już wyżej, krycie jest dobre, jednak nie doskonałe. Akurat mam na twarzy zasinione miejsce po kroście na policzku i kolor niestety przebijał i było je widać. Przebarwienia, delikatne piegi i inne niedoskonałości zostały zakamuflowane. 

Niekończące się nawilżenie – mat i nawilżenie w jednym? Tak to możliwe. Rimmel Lasting Matte trzyma świecenie skóry w ryzach, a jednocześnie pozostawia na niej odżywczą warstwę, która sprawia, że twarz jest nawilżona przez cały dzień.
Kolejny podpunkt przy którym mogę przytaknąć. Podobnie jak jeden z moich ulubionych podkładów, matuje miejsca, które lubią się świecić, a nawilża te, gdzie skóra nie ma tego problemu. Moim zdaniem nie sprawdzi się jednak w przypadku suchej skóry lub takiej, która posiada miejsca przesuszone. Niedawno miałam małe problemy i na czole pojawiły mi się suche placki, które były mocno podkreślone przy tym podkładzie, oraz wysuszyły się mocniej, więc jeśli zmagacie się z czymś takim, to nie ryzykujcie.


NOWOŚĆ! Niewyczuwalny na skórze podkład matujący RIMMEL Lasting Matte

Wybór kolorów – nie musisz bać się o to, że nie znajdziesz idealnego odcienia. Podkład Rimmel Lasting Matte to aż siedem supernaturalnych odcieni, dlatego łatwo dopasujesz go do swojej cery, niezależnie od tego, czy masz bardzo jasną czy ciemną karnację. 
Dla niektórych z Was siedem odcieni może wydawać się małą ilością kolorów do wyboru. Moim zdaniem są tak zróżnicowane, że każda z Was znajdzie tu coś dla siebie. Zdziwiłam się, kiedy okazało się, że pasuje mi odcień 103 True Ivory, ponieważ zawsze kolory z "ivory" w nazwie były dla mnie zbyt jasne. Ten ma żółte tony i pięknie stapia się z moją cerą. 

Poniżej przedstawiam Wam swatche wszystkich siedmiu odcieni. Zdjęcie robione jest w naturalnym świetle dziennym, a zdjęcie nie było obrabiane. Chciałam uchwycić odcienie jak najlepiej i chyba mi się udało :)


swatch rimmel lasting matte

Podsumowując moją przygodę z tym podkładem chciałabym napisać, że jak na drogeryjny kosmetyk tego typu Rimmel Lasting Matte zdał egzamin na 4+. Nie do końca pasuje mi konsystencja, musiałam nauczyć się go odpowiednio dawkować, żeby nie stworzyć efektu maski. Druga sprawa, która nie do końca mnie zadowoliła to mocne matowienie - nie będę mogła go stosować podczas dni, kiedy wyskoczy mi coś suchego na twarzy. Zauroczyła mnie natomiast wspomniana wodoodporność, trwałość i odcień, który idealnie stapia się z moją cerą. Tak naprawdę nie pamiętam kiedy miałam tak dobrze dobrany podkład, bo w ogóle go nie widać. 

Jeśli zainteresował Was ten kosmetyk, to znajdziecie go w drogeriach Rossmann, Hebe oraz drogeriach Natura - tak więc myślę, że każda z Was może mieć do niego dostęp. Cena waha się pomiędzy 20 a 30 zł, więc jest to podkład na każdą kieszeń. 

Z produktów Rimmel zachwycił mnie natomiast tusz do rzęs Rimmel Wonder'Luxe Volume

Czy miałyście już okazję wypróbować ten podkład? Kupujecie kosmetyki marki Rimmel?

Melskin - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E

Współpraca barterowa / prezent

We wpisie pojawia się link afiliacyjny 


Melskin - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E

Przeglądając ofertę sklepu NUTRIDOME, w którym znajdziecie wyselekcjonowane kosmetyki pielęgnacyjne, trafiłam na krem, który bardzo mnie zainteresował. Dziś jestem już po testach i chciałabym podzielić się z Wami moją opinią.

Jeśli czytacie mojego bloga regularnie, to wiecie, że mam już 33 lata. W związku z tym, moja skóra potrzebuje kosmetyków, które nie tylko dodadzą jej witalności, ale i zahamują procesy starzenia. Dlatego też, od dłuższego czasu stosuję kosmetyki do cery dojrzałej, z dużą dawką witamin i właściwościami liftingującymi oraz poprawiającymi koloryt skóry.

O marce Melskin nie wiedziałam zbyt dużo. Spotkałam się z kilkoma recenzjami kosmetyków tej firmy, jednak osobiście ich nie stosowałam. Kiedy zobaczyłam, że mój dotychczasowy krem do twarzy jest już na wykończeniu, postanowiłam skusić się na krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E właśnie od marki Melskin. 

Zapewnienia producenta:


Zdawałoby się, że czasu nie można zatrzymać. Niemniej poszukiwania źródła młodości wciąż trwają. W międzyczasie sięgnij po nowy krem do cery dojrzałej, istną rewolucję na rynku ekologicznych produktów odmładzających. Nawilża, uelastycznia i pobudza do regeneracji. Bardzo delikatna formuła pomoże zrewitalizować również cerę wrażliwą i skłonną do alergii.

* naturalny skład
* wysokogatunkowe oleje
* witamina E i koenzym Q10



Melskin - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E

Melskin - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E

Odmładzający krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E marki Melskin ma unikatowy skład, bazujący na naturalnych składnikach aktywnych, które efektywnie odbudowują naskórek, nawilżają go i hamują zachodzące w nim procesy starzenia. Drogocenne komponenty receptury kremu Melskin zapewniają delikatny lifting twarzy, nadając jej jedwabistą gładkość. Olejek z opuncji to dosłownie eliksir na zmarszczki. Uchodzi za jeden z najcenniejszych olejów na świecie. Naturalnie chroni przed szkodliwym działaniem wolnych rodników oraz promieniowaniem UV. Tytułowy koenzym Q10 to skuteczny antyutleniacz. Wzmocni działanie olejku z opuncji i pozwoli cieszyć się gładką, promienną cerą. Całość perfekcyjnie dopełnia dodatek witaminy E, nie bez przyczyny nazywanej również witaminą młodości. Tokoferol spowolni tworzenie się nowych zmarszczek i zregeneruje komórki skóry. Rezultat wspomogą silnie nawilżające składniki takie jak aloes, masło shea, gliceryna roślinna czy olej lniany.
W kremie Melskin znalazło się kilka składników, które w fantastyczny sposób działają na moją cerę i to właśnie one przeważyły o tym, że produkt ten znalazł się w moim domu i ma swoje wyjątkowe miejsce w kosmetyczce. Moim zdecydowanie ulubionym składnikiem kremu jest olejek z opuncji (która od kiedy pamiętam doskonale sprawdza się w pielęgnacji cery w moim przypadku), koenzym Q10 oraz aloes. Kosmetyki z tymi składnikami zawsze poprawiają stan mojej skóry - działają na nią nawilżająco, regenerująco i kojąco. Nie inaczej było w przypadku kremu do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E od marki Melskin.


INCI: Aqua, Helianthus Annuus Seed Oil*, Opuntia Ficus Indica Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter*, Theobroma Cacao Seed Butter*, Panthenol, Glyceryl Stearate, Cera Alba*, Glycerin*, Sodium Stearoyl Glutamate, Sucrose Stearate, Ubiquinone, Olea Europaea Fruit Oil*, Linum Usitatissimum Seed Oil*, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder*, Coco-Glucoside, Coconut Alcohol, Tocopherol, Xanthan Gum, Lactic Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol.
* z kontrolowanych upraw ekologicznych

Melskin - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E


Krem zapakowany jest w niewielkich rozmiarów słoiczek o prostej szacie graficznej. Wewnątrz znajduje się 50 ml bladożółtego kosmetyku o dość gęstej, chociaż lekkiej konsystencji. Zapach? Dosłownie mnie oczarował. Jest słodki, ale bardzo wyważony. Delikatny, ale wyczuwalny od razu. Ten zapach sprawia, że aplikacja produktu jest zdecydowanie bardziej przyjemna. Po nałożeniu, kosmetyk wchłania się bardzo dobrze, pozostawiając delikatną warstwę na skórze. Warstwa ta nie jest jednak ani ciężka, ani tłusta – znika po około 30 minutach. Wydajność kremu oceniam na bardzo dobrą - jego niewielka ilość wystarcza na całą twarz, szyję i dekolt. 

Ten krem stosuję od ponad miesiąca przy porannej i wieczornej pielęgnacji. Aplikacja jest prosta, krem wspaniale rozprowadza się po twarzy i nie pozostawia białych śladów. Skóra po aplikacji staje się miękka, doskonale nawilżona i delikatnie napięta. Miejsca, w których zazwyczaj pojawiają się u mnie podrażnienia w cudowny sposób stały się bezproblemowe, a koloryt wyraźnie się wyrównał. Zauważyłam, że odkąd stosuję krem Melskin, wyglądam na wypoczętą, a co za tym idzie - młodszą, z czego ogromnie się cieszę. Zauważyłam również delikatną redukcję zmarszczek, a raczej ich spłycenie - szczególnie w okolicy oczu i nosa. Jest to dla mnie coś wspaniałego, z czego ogromnie się cieszę, bo dawno nie widziałam takich efektów gołym okiem. 


MELO - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E

MELO - Krem do cery dojrzałej z koenzymem Q10 i witaminą E

Ważną informacją jest fakt, że krem w 97% posiada składniki naturalnego pochodzenia i jest odpowiedni dla wegetarian.

Często zdarza się, że kosmetyki z tak naturalnym składem uczulają mnie lub podrażniają. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca i niesamowicie się z tego faktu cieszę. W końcu poznałam krem, który jest naturalny i sprawdza się u mnie w 100%. Może i ja w końcu pokocham naturalne kosmetyki? Chętnie poznam inne produkty tej marki, a Wam z ręką na sercu polecam ich wypróbowanie. Koszt tego kremu to 69 zł w sklepie NUTRIDOME, a dzięki mnie możecie zamówić go jeszcze taniej. W jaki sposób? Wystarczy podczas składania zamówienia w odpowiednie okienko wpisać hasło: ZuzkaPisze i wartość Waszego koszyka automatycznie obniży się o 10%

Tak więc jeśli szukacie odpowiedniego kremu dla siebie, to trafiliście na coś wspaniałego. Ten kosmetyk to strzał w dziesiątkę! Nie podrażnia, nie zapycha, nie obciąża, a efekty stosowania są szybko widoczne. Produkt poprawa elastyczność, nawilża, wygładza i redukuje przebarwienia. A to i tak tylko kilka z jego właściwości.

Czy spotkaliście się już z kosmetykami Melskin? Robiliście już zakupy w sklepie NUTRIDOME?

Woda toaletowa dla kobiet MOSCHINO Funny!

Współpraca barterowa / prezent

We wpisie pojawia się link sponsorowany 


Woda toaletowa dla kobiet MOSCHINO Funny!

Jeśli szukasz zapachu, który jest pełen zabawy i witalności i jesteś osobą, która kocha zabawę i cieszy się życiem, to perfumy Moschino Funny! będą idealne dla Ciebie.

Jeśli czytasz czasem mojego bloga, to z pewnością wiesz, że najbardziej lubię zapachy świeże i rześkie. W sumie sama złapałam się na tym, że ograniczam się tylko do tej grupy zapachów, jednak każda próba wyjścia w inne kategorie zapachowe - kończą się fiaskiem. Nie znoszę, kiedy perfumy są ostre czy mdłe - nuty orientalne albo drzewne w damskich zapachach mnie automatycznie odrzucają. Do tej pory znalazłam tylko dwa aromaty, które mogę nosić na sobie non-stop, jednak ciągle szukam kolejnych. Przeglądając w sieci zapachy, które w nutach posiadają zieloną herbatę i jaśmin trafiłam na zapach od Moschino, o którym chcę Wam dziś opowiedzieć. Zapraszam do dalszej części wpisu - tam dowiecie się czy te perfumy zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. 

Woda toaletowa Moschino Funny! prowadzi nas na fali łobuzerskiej zabawy i beztroskiego rytmu życia. Daj się porwać pozytywnym emocjom, radości i dobremu nastrojowi.

Woda toaletowa dla kobiet MOSCHINO Funny!

Woda toaletowa dla kobiet MOSCHINO Funny!

Kategoria: kwiatowe, owocowe
Nuty głowy: czerwona porzeczka, różowy pieprz, gorzka pomarańcza
Nuty serca: piwonia, jaśmin, fiołek, zielona herbata
Nuty bazy: piżmo, bursztyn, cedr, mech

Woda toaletowa dla kobiet MOSCHINO Funny!

Zanim opowiem Wam o zapachu, warto przyjrzeć się bliżej samemu flakonowi. Muszę przyznać, że wygląda obłędnie i już od samego początku zwrócił na mnie swoją uwagę. Jest dość masywny, a korek w kształcie srebrnego serca z daleka przyciąga uwagę. Czerwona wstążeczka dookoła szyjki atomizera, dodaje całości kobiecego wdzięku i niesamowitego uroku.

Po pierwszym spryskaniu skóry tymi perfumami wyczuwalny jest aromat gorzkiej pomarańczy i czerwonej porzeczki. To połączenie zdecydowanie dodaje pikanterii temu zapachowi. Po kilku chwilach wyłania się aromat zielonej herbaty połączonej z fiołkiem, jaśminem i piwonią, dzięki czemu perfumy robią się  bardzo kobiece i seksowne. Na sam koniec wydobywa się zapach piżma, jednak jest on na tyle delikatny, że nie przytłacza całości.

Zapach zdecydowanie wpadł w moje gusta. Trochę przypomina mi swoim aromatem perfumy od Elizabeth Arden - Green Tea - jednak FUNNY! jest zdecydowanie mocniejszy i pewniejszy siebie. Wydaje mi się, że będzie idealnym dopełnieniem letnich stylizacji. Osobiście nie używam perfum sezonowo, więc stosuję go  codziennie - nawet zimą. Jeśli masz podobne gusta zapachowe i lubisz perfumy lżejsze i bardziej kobiece, to te z pewnością podbiją Twoje serce. Trwałość oceniam na dobrą, chociaż przyznam, że spodziewałam się lepszej. Czuję go na sobie maksymalnie osiem godzin. Na odzieży trzyma się nieco dłużej.

Ten zapach możecie dostać w drogerii notino.pl. Właśnie tam upolowałam swój flakonik w świetnej cenie na Black Friday. 

Jakie są Wasze ulubione perfumy? Znacie ten zapach?

Podsumowanie 2019 roku i noworoczne postanowienia

Współpraca barterowa / prezent



Podsumowanie 2019 roku i Noworoczne Postanowienia


Nadszedł czas na podsumowanie 2019 roku oraz wyznaczenie sobie postanowień noworocznych. Nie mam zwyczaju, żeby je robić - zawsze staram się spełniać swoje marzenia na bieżąco, jednak na początku roku zawsze jest jakaś większa motywacja.

Swoje podsumowanie roku zacznę od spraw związanych z blogiem. W 2019 roku postawiłam sobie za cel podwojenie liczby wyświetleń i zaczęłam bardziej pracować nad pozycjonowaniem. Ukończyłam dwa specjalistyczne kursy w tym kierunku i zaczęłam powoli wprowadzać zmiany. Nie udało mi się do końca ogarnąć starych wpisów pod kątem SEO, jednak niewiele mi już zostało. Obiecałam sobie, że do końca stycznia to zrobię 😁. Podwojenie wyświetleń zrealizowałam szybciej niż zakładałam, co uważam za mój mały sukces.

Blog w 2019 osiągnął MILION wyświetleń za co bardzo Wam dziękuję - jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i dumna. Większość ruchu na mojej stronie, to ruch organiczny, tak więc moje poczynania pod kątem SEO sprawdzają się doskonale. Nie udało mi się wyjechać na żadne spotkanie blogerskie, ani na targi na które byłam zaproszona - niestety w życiu prywatnym nie było tak kolorowo jak w tym blogowym. 

Udało mi się zacząć możliwie dobrze zarabiać pisząc artykuły sponsorowane. Bardzo zależało mi na takiej możliwości, ponieważ skupiam się na wychowywaniu dzieci, zajmuję się domem, a pracuję zdalnie robiąc to co lubię. Połączenie przyjemności z pożytecznością chyba cieszyło by każdą osobę :)

Jeśli chodzi o życie prywatne, to 2019 rok nie był dla mnie łaskawy. Tuż po Sylwestrze moja córka mocno podupadła na zdrowiu. Średnio 2 razy w miesiącu dopadało ją przeziębienie, a już w maju zaczął się nasz koszmar. Zaczęła chorować tak mocno, że lekarze rozkładali ręce i nie potrafili jej zdiagnozować. Miała kaszel połączony z dławieniem, co noc pojawiały się bezdechy i każda noc była walką o przetrwanie. Zdiagnozować udało się ją dopiero w połowie listopada, więc możecie sobie wyobrazić jak długo trwała nasza walka i jaki kamień spadł nam z serca wiedząc, że wszystko można wyleczyć. W końcu moja córka jest zdrowa i nie pojawiają się już takie sytuacje. Oby tak dalej ;)

Oprócz sytuacji ze zdrowiem mojej córki zaczęły pojawiać się też inne kłopoty w moim życiu osobistym. Nie będę naświetlać nikomu tego co się działo, jednak byłam już na tyle załamana, że moja lekarka rodzinna stwierdziła u mnie depresję. Udało mi się jednak znaleźć swój sposób na wyjście z tego dołka, nie musząc leczyć się farmakologicznie. Również zaliczam to do swoich sukcesów :)

Kolejna sprawa, związana z moją osobą, to fakt, że udało mi się sporo schudnąć. Początkowo było to 12 kg, jednak późniejsze smutki i problemy sprawiły, że zaczęłam mniej się pilnować i na dzień dzisiejszy jest to - 8 kg. Mimo wszystko bardzo się z tego cieszę, czuję się zupełnie inaczej i dużo lepiej, zarówno fizycznie jak i psychicznie i w końcu mogę zamawiać ubrania z 3 na przedzie ;) Podczas ostatnich zakupów skusiłam się na sukienkę bonprix w kolorze czerwonym (numer produktu 95752195), która idealnie wpasowała się w świąteczny klimat. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć lepszej jakości, bo podczas Wigilii rozładował mi się aparat i byłam na siebie strasznie zła, że nie pomyślałam wcześniej o naładowaniu. 




Sukienka posiada rękawy długości 3/4, dekolt w łódkę i wykonana jest w 95% z poliestru z 5% domieszką elastanu. W zestawie z sukienką był widoczny na zdjęciach pasek, który posiada wzór przypominający skórę węża. Długość sukienki jest typowa dla sukienek biznesowych - do kolan, a z tyłu posiada delikatne, nadające elegancji i seksapilu rozcięcie.  Bardzo ładnie dopasowuje się do ciała, ładnie eksponuje piersi i biodra, a kolor idealnie nada się na każdą okazję. Jak wspomniałam wyżej - założyłam ją na Wigilię, jednak z pewnością przyda mi się jeszcze na nie jedno wyjście. 

Ze względu na to, że zgubiłam trochę kilogramów, robiąc zakupy w BonPrix, postanowiłam zamówić sobie rozmiar inny, jak zawsze - skusiłam się na 36/38 i pasuje idealnie. Domyślacie się pewnie, jak bardzo cieszy mnie ten fakt, prawda? To kolejny mój sukces z 2019 roku.

Czas na postanowienia. O ile to, co chcę napisać, można nazwać postanowieniami. W 2020 roku pragnę zgubić jeszcze kilka kilogramów, a jeśli mi się to nie uda, to chciałabym utrzymać wagę, którą aktualnie posiadam. Chciałabym też, aby mnie i moją rodzinę omijały w tym roku choroby. To tyle ;)

W głowie mam oczywiście więcej marzeń, jednak jak wspomniałam na wstępie - lubię je realizować na bieżąco, więc nie zaliczam ich do postanowień noworocznych. 

Chciałabym w tym roku być po prostu szczęśliwa i zdrowa i tego samego życzę ludziom, którzy są dla mnie bliscy, ale i Wam - osobom, które poświęcają swój czas, aby wejść na mojego bloga i zobaczyć co nowego naskrobałam ;)

Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku Kochani!

Instagram